29 marca 2015

Rozdział 5

Stałam w drzwiach do pokoju Zośki z szeroko otwartymi ustami. Musiałam wyglądać potwornie głupio, jednak to, co zastałam przekroczyło chyba moje najśmielsze oczekiwania. Moja szanowna przyjaciółka siedziała na łóżku, a za jej plecami czaił się Jochen. Ten przesympatyczny Niemiec przespał się z moją Zosią?! Pokręciłam energicznie głową, próbując odrzucić od siebie te przedziwne obrazy. Nikolay stał natomiast za mną i zanosił się histerycznym śmiechem. Chciałam posłać mu spojrzenie pełne potępienia, ale nie mogłam oderwać wzroku od tej dwójki.
- No nie wierzę! – Westchnęłam wreszcie, wznosząc ręce ku górze. – To ty mi się każesz zabezpieczać, a sama co robisz?
- Zabezpieczyliśmy się – oznajmiła z rozbrajającą szczerością. – Liluś, ja dorosła jestem. Ty z resztą też.
Chyba zabrakło mi argumentów. Odwróciłam się na pięcie, walnęłam Niko pięścią w ramię. Mógłby mnie chociaż trochę wesprzeć. Jochen był jego kolegą z drużyny. Czy oni nie mają jakichś ślubów, że nie będą sypiać z dziewczynami, które ledwo co poznali? Właściwie to każdy facet powinien pójść po rozum do głowy. I to tej właściwej.
Kolejną godzinę spędziłam w kuchni, próbując przygotować coś z niczego. Cały, wczorajszy dzień nie było mnie w domu, a Zośka nawet nie pomyślała o odwiedzinach w supermarkecie. Z szafki wyciągnęłam makaron i słoik z gotowym sosem. Nikolay miał kolejny powód do żartów. Przynajmniej nie istniało ryzyko, że się otruje – jak to ujął. Rzecz jasna oberwał za to ścierką. Kucharka ze mnie całkiem dobra, ale z samego powietrza wyczarować coś ciężka sprawa.
- Jeśli nie przestaniesz, będziesz głodować – oznajmił Jochen, który postanowił najwidoczniej wkupić się w moje łaski. Zaczął dobrze, ale i tak jeszcze długa droga była przed nim. – Poza tym nie wspomnę kto ostatnio spalił garnek, w którym gotowała się tylko woda.
Skoro panowie zaczęli się przekomarzać, ja miałam chwilę by przesłuchać Zośkę. Z klubu wyszli dość wcześnie. Taksówkarz nie zabrał ich do domu. Zahaczyli o sklep i z piwem w ręku skończyli nad rzeką. Bo nie ma nic lepszego, jak picie w terenie. Tam też Zosia po raz pierwszy odważyła się pocałować Jochena. Jestem prawie pewna, że się na niego rzuciła. Jak się szybko okazało – Niemiec też niedawno przeżył rozstanie. Miało to miejsce pół roku temu, więc doszedł do siebie nieco bardziej niż Zośka. Do domu dotarli na piechotę. Z samego rana. Chociaż byli potwornie zmęczeni, to nie poszli grzecznie spać. Nawet gdyby Lipińska starała się mi to wmówić, nie uwierzyłabym.
Kończąc obiad panowie oznajmili nam, iż tego dnia na Podpromiu odbywa się trening otwarty. Oznaczało to, że każdy kibic mógł wejść na trybuny i przyjrzeć się swoim ulubieńcom. W tym wszystkim musiałyśmy dopatrzeć się specjalnego zaproszenia. Miałyśmy z niego nie skorzystać? Przecież żadna z nas nie miała innych planów na to popołudnie. Poza tym istniała przecież jakaś szansa na to, że polubię siatkówkę. Oglądać. Bo do grania to poważnie: mam dwie lewe ręce.

Razem z Zośką zajęłyśmy miejsce w drugim rzędzie. Nie ma co się tak wyrywać przed szereg. Z resztą, te wszystkie napalone nastolatki wleciały na halę z takim wrzaskiem, że miałam ochotę uciec nawet na samą górę. Zosia patrzyła na nie sceptycznie. Brakowało jeszcze głośnych komentarzy na temat tego, jacy to siatkarze są seksowni przystojni… A nie. Wystarczyło odczekać pięć minut i voila! Moja przyjaciółka nerwowo zaciskała dłonie w pięści. Byłam prawie pewna, że właśnie odlicza w myślach do tysiąca. Dziesięć to zdecydowanie za mało.
Trening rozpoczął się punktualnie. Trener wspomniał coś o celach na nadchodzący sezon. Próbowałam się skupić na jego słowach, ale po pięciu minutach jakoś tak sama się wyłączyłam. Moje myśli powędrowały w stronę pracy. Za kilka dni miałam wysłać kilku moich podopiecznych na szkolenie do krakowskich restauracji. Mieli przejść specjalne szkolenia, dzięki czemu mieli pracować jeszcze wydajniej. Co więcej: wśród reszty managerów chodziły plotki, że to właśnie ja mam zostać asystentką kierownika, a mówiąc szczerze wcale ten pomysł mi się nie podobał. Większy zakres obowiązków nie był mi w tej chwili potrzebny. Już i tak musiałam nadzorować szkolenia oraz pilnować instruktorów. Nie, nie. Kolejny awans nie zostałby dobrze odebrany. Do tego w przyszły poniedziałek powinnam zrobić zamówienie.
Ktoś popchnął mnie z tyłu, wytrącając mnie przy tym z zamyślenia. Zaklęłam głośno. Pewnie ściągnęłabym na siebie uwagę osób na trybunach, gdyby nie głośne uwaga! dochodzące z parkietu. Zosia w ostatniej chwili uchyliła się przed pędzącą w jej stronę piłką.
- Kobietę chcesz mi zabić?! – Wrzasnął Jochen, rzucając ręcznikiem w Dawida. Ten zaśmiał się szatańsko, uciekając szybko na drugi koniec boiska.
- Jaką, kurwa, kobietę – warknęła Zosia, podnosząc się z miejsca. – Ja mu jeszcze pokażę.
- Nie wiem, co chcesz mu pokazywać, ale wyluzuj. – Pociągnęłam Lipińską za rękę, by znowu usiadła. – Nie unoś się. Wszyscy się na ciebie gapią.
- A niech się gapią.
No pewnie. Ona ma wszystko gdzieś, a ja muszę się rumienić pod wpływem tych wszystkich spojrzeń. Całe szczęście trafił się pretekst, by opuścić trybuny chociaż na krótką chwilę. Telefon uparcie wibrował w kieszeni moich spodni. Z początku chciałam zignorować połączenie. Po pierwszym jednak było drugie i kolejne. Zerknęłam na wyświetlacz. Numer nie widniał wśród zapisanych na urządzeniu. Zmarszczyłam brwi, przeciągając palcem po ekranie, by odebrać połączenie.
- Halo?
- Cześć Lilka, Kuba z tej strony. – Telefon o mały włos nie wypadł z mojej dłoni. – Jesteś tam?
- Jestem.
- Przyjechałem właśnie do Rzeszowa i pomyślałem, że moglibyśmy się spotkać. Porozmawiać.
- Ty chcesz ze mną rozmawiać? – Parsknęłam. – Dlaczego?
- Przepraszam za to, co wtedy mówiłem. To było…
- Chamskie?
- Tak. I przepraszam za to.
Niesamowite! Kuba przeprosił mnie w ciągu jednej rozmowy aż dwa razy. Jak to role potrafią się odwrócić.
Mimowolnie skierowałam kroki w stronę korytarza, gdzie mieściły się szatnie. Nie umiem z kimś rozmawiać przez telefon i stać spokojnie. Minęłam Dawida, rozsznurowującego swoje sportowe buty. Posłałam mu smutny uśmiech, słuchając przy tym monologu Jakuba.
- A skoro już przyjechałem to pomyślałem, że mogłabyś mnie przenocować kilka dni. Pogódźmy się, proszę.
- Ach, więc o to chodzi. – Jego czarujące gadki już na mnie nie działały. – Nie możesz u mnie przenocować.
- Czekam pod drzwiami mieszkania. Jestem wytrwały.
- Grozisz mi? Mam wezwać policję?
Dryja posłał mi pytające spojrzenie. Machnęłam ręką, ale to było oczywiste, że nie odpuści i zacznie wypytywać. Westchnęłam cicho. Oparłam się wreszcie o ścianę, ucinając rozmowę słowami nie chcę mieć już z tobą nic wspólnego. Powoli osunęłam się na posadzkę, ukrywając twarz w dłoniach. Potrzebowałam chwili, by na spokojnie pomyśleć. Dawid mi nie przeszkadzał, chociaż zajął miejsce obok mnie.
- Chyba nie chcę wracać dzisiaj do domu.
- Stało się coś? – Wzruszyłam obojętnie ramionami. – Lilka, masz teraz za sobą bandę dwumetrowych facetów, którzy potrafią zaprowadzić porządek jeśli trzeba.
Te słowa sprawiły, że poczułam się nieco lepiej. Rozum podpowiadał jednak, iż nie powinnam się nimi wysługiwać. Takie sprawy najlepiej załatwiać w pojedynkę. W szczególności, że Jakub również do najniższych nie należał. Miał te swoje metr dziewięćdziesiąt. Do tego coś tam kiedyś trenował. Mieszanie ich w tego typu sprawy było bezcelowe.
- Dam sobie radę – chyba zabrzmiało wiarygodnie.
- Chciałaś nasłać na kogoś policję. Nie wydaje mi się, byś sobie radziła.
- Dzięki Dawidku. W gruncie rzeczy nie jestem wcale taka słaba.
Spojrzał na mnie z politowaniem. Zapewne dodałby do swego wywodu coś jeszcze, ale na korytarz wtoczyła się reszta Resoviaków śmiejących się z czegoś. Albo kogoś. Natychmiast się podniosłam, przywołując na usta nieco sztuczny, acz radosny uśmiech. Dawid był chyba pod wrażeniem moich zdolności aktorskich, bo rzucił jakąś uwagę na temat kobiet.
- Skoczymy do Maka na kurczaka? – Rzucił Ignaczak, szczerząc ząbki w szerokim uśmiechu. – Może Lila jakieś zniżki nam załatwi?
- Dla zawodników Resovii mamy specjalną promocję. Wszystko dwa razy drożej!
- Trafna i cięta riposta. Lubię to!
Nowakowski przybił ze mną piątkę.

Myślałam, że spalę się ze wstydu przed moimi współpracownikami, kiedy wesoła kompania wkroczyła na teren restauracji i zaczęła wymyślać zamówienia. Jochen nie chciał tego dodatku, Igła tamtego, a Lotmanowi nie odpowiadał lód w herbacie mrożonej. Według Dawida w jego porcji znalazło się za mało frytek, a Nikolay chciał wykupić chyba wszystkie zapasy z naszych magazynów.

- Kibicuję Resovii, ale nie przyprowadzaj ich już tu więcej – jęknęła jedna z managerek, wydając ostatnie zamówienie. Rozłożyłam bezradnie ręce. Oni mnie zaciągnęli tutaj siłą. Wcale nie chciałam przychodzić, bo wiedziałam, że to wszystko się tak skończy.

8 marca 2015

Rozdział 4

- Dlatego właśnie uważam, że powinnaś pójść ze mną na parkiet.
Z szerokim uśmiechem obserwowałam Dawida, który wyciągał już dłoń w zachęcającym geście. Po tej pięciominutowej przemowie nie mogłam przecież powiedzieć, że bolą mnie stopy i najchętniej w ogóle bym nie wstawała od stołu. Spojrzałam przepraszająco na mojego kompana. Jemu wcześniej nie udało się to, co Dryja osiągnął w zaledwie kilka minut. Ale mówił, mówił i mówił. Przerywać było szkoda, a zignorować jeszcze gorzej.
Gdzieś po piątej tempo zmieniło się na wolniejsze. Wreszcie mogłam zaczerpnąć tchu. Dawid delikatnie objął mnie w talii i przyciągnął bliżej. Być może miałam we krwi już całkiem sporo alkoholu, ale było mi dobrze. Odnalazłam się w grupie ludzi, która nie miała pojęcia o wydarzeniach z sprzed kilku miesięcy. Nikt nie patrzył na mnie krzywo, ani nie oceniał. Byłam dla nich Lilką i nikim więcej.
- Odbijany – zakomunikował Bułgar, w dość kulturalny sposób odsuwając ode mnie środkowego rzeszowskiej drużyny.
- Wyglądasz na niezadowolonego – stwierdziłam zadziornie, zarzucając ręce na szyję Niko. Dobrze, że założyłam te koturny, bo w przeciwnym razie miałabym jeszcze bardziej utrudnione zadanie. – Stało się coś?
- Twoja przyjaciółka zniknęła. Jochen również.
- Prawie ci uwierzyłam. – Odległość między nami zmniejszyła się jeszcze bardziej. – Mam dziwne wrażenie, że mimo wszystko w tym tłumie znajdują się fanki Nikolaya Pencheva. Mam również wrażenie, iż moja obecność tutaj nie została przez nie zbyt dobrze odebrana.
- Nie rozumiem dlaczego w ogóle zawracasz sobie tym głowę.
Wzruszyłam delikatnie ramionami. Nie przywykłam do jakiegokolwiek zainteresowania moją osobą. Przynajmniej do tej pory nie wykraczało ono ponad przeciętną. W gruncie rzeczy naprawdę nie miałam zamiaru się tym przejmować. Nie byłam może miss podkarpacia, ale dziewczyną Niko również.
Przy drugiej wolnej piosence odległość między nami można było mierzyć już w milimetrach. Nie myśląc zbyt wiele wtuliłam się w siatkarza. Zapach jego perfum był obezwładniający. Równie dobrze moglibyśmy zostać tutaj zupełnie sami. Tylko on, ja i… pewnie tak czy inaczej do niczego między nami by nie doszło. Pomimo wypitych drinków, zdrowy rozsądek krzyczał dość głośno, że nie powinnam póki co zbliżać się do żadnego faceta. A przynajmniej nie w ten sposób.
Drgnęłam, gdy uniósł rękę, by pogładzić mnie po policzku. Nie mogłam spojrzeć w te orzechowe oczy. To by mnie zgubiło na dobre. Wykręciłam się chęcią rozmowy z jubilatem oraz darmowymi drinkami, które właśnie Krzysiek majstrował przy jednym ze stolików.

Impreza rozkręciła się na dobre. Część z Resoviaków upatrzyła sobie budkę do robienia zdjęć i siedziała w niej na tyle długo, na ile pozwoliła kolejna grupka siatkarzy zafascynowana tym urządzeniem. Razem z Iwoną siedziałyśmy przy stole i patrzyłyśmy na nich z politowaniem. Grupka małych dzieci. Oczy powoli zaczynały mi się kleić, więc postanowiłam odnaleźć Niko albo Zośkę.
Wstałam lekko chwiejnie. Mogłam darować sobie te dwa ostatnie drinki. Mam dość mocną głowę, ale jakiś umiar też trzeba znać. Ruszyłam w głąb jednego z korytarzy, który powinien prowadzić do szatni. Albo toalety. Nerwowo zaczęłam zagryzać dolną wargę. Oddech znacznie przyspieszył. Ktoś spojrzał się na mnie krzywo, ale o dziwo wcale mi to nie przeszkadzało. Było mi wszystko jedno. Ściany zaczęły falować.
- Jasna cholera – zaklęłam głośno, wbijając paznokcie w wewnętrzną część dłoni. Miałam nadzieję, że ból przywróci mnie do rzeczywistości.
Ile czasu mi zostało zanim to wszystko zacznie się na dobre? Pewnie ułamki sekund. Szłam dalej w nadziei, że trafie na kogoś znajomego. Na osobę, która będzie mogła poświęcić mi trochę czasu i nie dopuści do tego, bym wsiadła sama w taksówkę.
Po moich policzkach zaczęły płynąć łzy. Wpadałam w panikę. Ktoś chwycił mnie za ramię na tyle mocno, że musiałam się zatrzymać.
- Wszystko ok?
Pokiwałam przecząco głową prosząc, by Paul zabrał mnie do Zośki. Nie chciałam mu zepsuć urodzin. Nie chciałam nikomu zniszczyć imprezy. Lotman chyba z pięć razy powtórzył mi, że moja przyjaciółka wyszła z klubu, zanim w ogóle to do mnie dotarło. Kiedy przestałam płakać spojrzał mi prosto w oczy, mrucząc pod nosem z niedowierzaniem.
- Chyba powinnaś wrócić do domu.
Nie miałam pojęcia czy chce zaciągnąć mnie przed klub i wsadzić w taksówkę, czy coś innego chodziło po jego głowie. Przestawałam myśleć logicznie. Poddałam się.
- Penchev, twoja dziewczyna nie czuje się najlepiej – słowa Lotmana docierały do mnie z oddali. – Chyba powinieneś zabrać ją do szpitala.
- Nie! Tylko nie szpital, proszę. – W akcie desperacji chwyciłam dłoń przyjmującego. – Zabierz mnie do domu.
Nie mam pojęcia jak długo trwała wymiana spojrzeń między siatkarzami. Nie wiem również jakim cudem obok nas zmaterializował się Krzysiek z moją kurtką.
Nim wszystko spowiła ciemność, usłyszałam jeszcze ciepłe słowa Niko. Obiecał, że wszystko będzie dobrze, a ja mu bezgranicznie zaufałam.

Obudziło mnie ciche westchnięcie. Głowa bolała potwornie. Zupełnie tak, jakby za chwilę miała eksplodować. Przetarłam opuchnięte powieki. Po opuszkami palców poczułam resztki makijażu. Zazwyczaj nie pomijam tak drobnego szczegółu przy wieczornej kąpieli. Powoli otworzyłam oczy. Promienie słońca, wpadające przez ogromne okno oślepiły mnie na krótką chwilę.
- O cholera – jęknęłam, podciągając kołdrę po samą brodę. Nie znajdowałam się w swoim bezpiecznym mieszkaniu. Co gorsza wspomnienia z poprzedniego wieczoru wróciły nieproszone. Wolałabym zapaść się pod ziemię.
Zerknęłam na Nikolaya śpiącego w najlepsze w dość niewygodnej pozycji. Na samym skraju łóżka. Na poduszce między nami drzemał słodko jego kot. To ciekawe, że jeszcze nie zaczęłam kichać. Rodzice i lekarze przez całe życie wmawiali mi, że mam silną alergię na kocią sierść, która mogłaby mnie nawet zabić. Uśmiechnęłam się smutno. Chociaż jeden powód do radości. Jednak nie jest tak źle, jakby mogło się wydawać.
Postawiłam stopy na puchatym dywanie, który wyściełał całą powierzchnię sypialni. Podniosłam się z łóżka i niewiele brakowało, a znów bym na nim usiadła. Przed oczami pojawiły się mroczki. Żołądek podszedł do gardła. Policzyłam w myślach do dziesięciu. Kawa. Zdecydowanie potrzebowałam kawy. Albo chociaż butelki wody. Rozejrzałam się za swoją sukienką oraz torebką, ale Nikolay chyba gdzieś je skrzętnie ukrył. Pozwolił mi za to spać w swojej koszulce, która spokojnie sięgała mi do połowy uda.
Kuchnia połączona była z ogromnym salonem. Wstawiłam wodę na kawę. Darowałam sobie zaglądanie do lodówki. Nie byłam nawet jakoś szczególnie głodna.
Swój telefon znalazłam na umywalce w łazience. Trudno powiedzieć jakim cudem się tam znalazł. Odblokowałam ekran, by przeczytać dwie wiadomości od Zośki. Martwiła się, że nie wróciłam na noc do domu. W drugim zaś przypominała, iż powinnam odpowiednio się zabezpieczyć nim cokolwiek wydarzy się między mną, a Niko. Prychnęłam. Dla niej przyjaźń damsko-męska nigdy nie istniała.
Chociaż…
Może miała trochę racji? Polubiłam to głupiutkie wpatrywanie się w jego orzechowe tęczówki. Czekałam na kolejną rozmowę. Rozpływałam się na widok szczerego uśmiechu na ustach. I w tym momencie Zosia stanęłaby przede mną z rękoma skrzyżowanymi na klatce piersiowej. Usłyszałabym również: a nie mówiłam? Uśmiechnęłam się na tą perspektywę. Póki jednak nie byłam pewna uczuć swoich, a tym bardziej Nikolaya, nie chciałam podejmować żadnych desperackich kroków.
- Dzień dobry – z zamyślenia wyrwał mnie głos siatkarza. Zaspanego siatkarza. – Jak się czujesz?
Wzruszyłam obojętnie ramionami. Nie do końca wiedziałam, jak powinnam się czuć.
- Niko, ty wiesz, że ja… - urwałam. Co tak właściwie chciałam powiedzieć? – To co się wydarzyło…
- Nie musisz się tłumaczyć. Ktoś dosypał coś do twojego drinka. Nie wiem kto i co, ale najchętniej bym go zatłukł.
Wzdrygnęłam się. Nie lubię, kiedy historie się powtarzają. Nie takie.
Zaproponowałam Niko, że usmażę na śniadanie jajecznicę. Odmówił. Najwidoczniej nie tylko ja miałam dziś problemy z żołądkiem. Usiedliśmy razem na kanapie w salonie. Odpaliłam telewizor i ustawiłam jakiś kanał muzyczny. Gdybym nie trzymała w dłoniach kubka, z całą pewnością wyłamywałabym nerwowo palce.
- Chyba muszę ci o czymś powiedzieć – odezwałam się po krótkiej chwili, wpatrując się w kota, który wylegiwał się teraz na panelach w promieniach słońca. Niko nie odezwał się, a jedynie chwycił moją dłoń. Wzięłam głęboki oddech i pozwoliłam, by słowa same płynęły. – W grudniu poprzedniego roku wplątałam się w dość nieciekawy związek. Zakochana, głupia, idiotka. Nie wiedziałam wad Jakuba. Nie słuchałam tych, którzy mówili, że jeszcze się na nim przejadę. Sylwestra postanowiliśmy spędzić w jego rodzinnym mieście. Wzięłam wolne, kupiłam sobie odlotową kieckę. Wszystko miało być idealne. Wydawało mi się, że to mój chodzący ideał. Poszliśmy na imprezę do jego znajomych. Nie wiem gdzie i kiedy ktoś dosypał coś do mojego drinka… - mój głos zaczął się załamywać. – Kuba twierdził, że sama to sobie zrobiłam. Oskarżał mnie również o wiele innych rzeczy. Niby to przypadkiem jeszcze tamtej nocy mnie uderzył. Polało się trochę krwi, ale tak bardzo chciałam z nim być… Chociaż to nie była moja wina, przepraszałam go przez cztery dni. Piątego dałam sobie spokój. W tym czasie poniżał mnie, jego znajomi również. Wiele czasu upłynęło zanim odzyskałam wiarę w siebie. Nie chcę żebyś pomyślał, żebyś wmawiał, że znów zrobiłam sobie to samo…
Nikolay przytulił mnie mocno. Wtuliłam się w jego pierś. Pierwszy raz opowiedziałam tą historię komuś innemu niż Zośce, czy psychologowi. Wcale nie poczułam się lepiej, ale przecież on powinien znać prawdę. Był przy mnie. Zaopiekował się. Nie wykorzystał, chociaż miał ku temu okazję. Poczułam przyjemne ciepło rozchodzące się po całym ciele.
- Nigdy bym nie uwierzył w to, co ten Jakub tobie wpajał – wyszeptał mi prosto do ucha. Wtuliłam się w niego jeszcze mocniej. – Nie pozwól, by opinie innych miały jakikolwiek wpływ na ciebie. Na to, kim jesteś.

- Dziękuję.