- Dlatego właśnie uważam, że powinnaś
pójść ze mną na parkiet.
Z szerokim uśmiechem obserwowałam
Dawida, który wyciągał już dłoń w zachęcającym geście. Po tej pięciominutowej
przemowie nie mogłam przecież powiedzieć, że bolą mnie stopy i najchętniej w
ogóle bym nie wstawała od stołu. Spojrzałam przepraszająco na mojego kompana.
Jemu wcześniej nie udało się to, co Dryja osiągnął w zaledwie kilka minut. Ale
mówił, mówił i mówił. Przerywać było szkoda, a zignorować jeszcze gorzej.
Gdzieś po piątej tempo zmieniło się na
wolniejsze. Wreszcie mogłam zaczerpnąć tchu. Dawid delikatnie objął mnie w
talii i przyciągnął bliżej. Być może miałam we krwi już całkiem sporo alkoholu,
ale było mi dobrze. Odnalazłam się w grupie ludzi, która nie miała pojęcia o
wydarzeniach z sprzed kilku miesięcy. Nikt nie patrzył na mnie krzywo, ani nie
oceniał. Byłam dla nich Lilką i nikim więcej.
- Odbijany – zakomunikował Bułgar, w
dość kulturalny sposób odsuwając ode mnie środkowego rzeszowskiej drużyny.
- Wyglądasz na niezadowolonego –
stwierdziłam zadziornie, zarzucając ręce na szyję Niko. Dobrze, że założyłam te
koturny, bo w przeciwnym razie miałabym jeszcze bardziej utrudnione zadanie. –
Stało się coś?
- Twoja przyjaciółka zniknęła. Jochen
również.
- Prawie ci uwierzyłam. – Odległość
między nami zmniejszyła się jeszcze bardziej. – Mam dziwne wrażenie, że mimo
wszystko w tym tłumie znajdują się fanki Nikolaya Pencheva. Mam również
wrażenie, iż moja obecność tutaj nie została przez nie zbyt dobrze odebrana.
- Nie rozumiem dlaczego w ogóle
zawracasz sobie tym głowę.
Wzruszyłam delikatnie ramionami. Nie
przywykłam do jakiegokolwiek zainteresowania moją osobą. Przynajmniej do tej
pory nie wykraczało ono ponad przeciętną. W gruncie rzeczy naprawdę nie miałam
zamiaru się tym przejmować. Nie byłam może miss podkarpacia, ale dziewczyną
Niko również.
Przy drugiej wolnej piosence odległość
między nami można było mierzyć już w milimetrach. Nie myśląc zbyt wiele
wtuliłam się w siatkarza. Zapach jego perfum był obezwładniający. Równie dobrze
moglibyśmy zostać tutaj zupełnie sami. Tylko on, ja i… pewnie tak czy inaczej
do niczego między nami by nie doszło. Pomimo wypitych drinków, zdrowy rozsądek
krzyczał dość głośno, że nie powinnam póki co zbliżać się do żadnego faceta. A
przynajmniej nie w ten sposób.
Drgnęłam, gdy uniósł rękę, by
pogładzić mnie po policzku. Nie mogłam spojrzeć w te orzechowe oczy. To by mnie
zgubiło na dobre. Wykręciłam się chęcią rozmowy z jubilatem oraz darmowymi
drinkami, które właśnie Krzysiek majstrował przy jednym ze stolików.
Impreza rozkręciła się na dobre. Część
z Resoviaków upatrzyła sobie budkę do robienia zdjęć i siedziała w niej na tyle
długo, na ile pozwoliła kolejna grupka siatkarzy zafascynowana tym urządzeniem.
Razem z Iwoną siedziałyśmy przy stole i patrzyłyśmy na nich z politowaniem.
Grupka małych dzieci. Oczy powoli zaczynały mi się kleić, więc postanowiłam
odnaleźć Niko albo Zośkę.
Wstałam lekko chwiejnie. Mogłam
darować sobie te dwa ostatnie drinki. Mam dość mocną głowę, ale jakiś umiar też
trzeba znać. Ruszyłam w głąb jednego z korytarzy, który powinien prowadzić do
szatni. Albo toalety. Nerwowo zaczęłam zagryzać dolną wargę. Oddech znacznie
przyspieszył. Ktoś spojrzał się na mnie krzywo, ale o dziwo wcale mi to nie
przeszkadzało. Było mi wszystko jedno. Ściany zaczęły falować.
- Jasna cholera – zaklęłam głośno,
wbijając paznokcie w wewnętrzną część dłoni. Miałam nadzieję, że ból przywróci
mnie do rzeczywistości.
Ile czasu mi zostało zanim to wszystko
zacznie się na dobre? Pewnie ułamki sekund. Szłam dalej w nadziei, że trafie na
kogoś znajomego. Na osobę, która będzie mogła poświęcić mi trochę czasu i nie
dopuści do tego, bym wsiadła sama w taksówkę.
Po moich policzkach zaczęły płynąć
łzy. Wpadałam w panikę. Ktoś chwycił mnie za ramię na tyle mocno, że musiałam
się zatrzymać.
- Wszystko ok?
Pokiwałam przecząco głową prosząc, by
Paul zabrał mnie do Zośki. Nie chciałam mu zepsuć urodzin. Nie chciałam nikomu
zniszczyć imprezy. Lotman chyba z pięć razy powtórzył mi, że moja przyjaciółka
wyszła z klubu, zanim w ogóle to do mnie dotarło. Kiedy przestałam płakać
spojrzał mi prosto w oczy, mrucząc pod nosem z niedowierzaniem.
- Chyba powinnaś wrócić do domu.
Nie miałam pojęcia czy chce zaciągnąć
mnie przed klub i wsadzić w taksówkę, czy coś innego chodziło po jego głowie.
Przestawałam myśleć logicznie. Poddałam się.
- Penchev, twoja dziewczyna nie czuje
się najlepiej – słowa Lotmana docierały do mnie z oddali. – Chyba powinieneś
zabrać ją do szpitala.
- Nie! Tylko nie szpital, proszę. – W
akcie desperacji chwyciłam dłoń przyjmującego. – Zabierz mnie do domu.
Nie mam pojęcia jak długo trwała
wymiana spojrzeń między siatkarzami. Nie wiem również jakim cudem obok nas
zmaterializował się Krzysiek z moją kurtką.
Nim wszystko spowiła ciemność, usłyszałam
jeszcze ciepłe słowa Niko. Obiecał, że wszystko będzie dobrze, a ja mu
bezgranicznie zaufałam.
Obudziło mnie ciche westchnięcie.
Głowa bolała potwornie. Zupełnie tak, jakby za chwilę miała eksplodować.
Przetarłam opuchnięte powieki. Po opuszkami palców poczułam resztki makijażu.
Zazwyczaj nie pomijam tak drobnego szczegółu przy wieczornej kąpieli. Powoli
otworzyłam oczy. Promienie słońca, wpadające przez ogromne okno oślepiły mnie
na krótką chwilę.
- O cholera – jęknęłam, podciągając
kołdrę po samą brodę. Nie znajdowałam się w swoim bezpiecznym mieszkaniu. Co
gorsza wspomnienia z poprzedniego wieczoru wróciły nieproszone. Wolałabym
zapaść się pod ziemię.
Zerknęłam na Nikolaya śpiącego w
najlepsze w dość niewygodnej pozycji. Na samym skraju łóżka. Na poduszce między
nami drzemał słodko jego kot. To ciekawe, że jeszcze nie zaczęłam kichać.
Rodzice i lekarze przez całe życie wmawiali mi, że mam silną alergię na kocią
sierść, która mogłaby mnie nawet zabić. Uśmiechnęłam się smutno. Chociaż jeden
powód do radości. Jednak nie jest tak źle, jakby mogło się wydawać.
Postawiłam stopy na puchatym dywanie,
który wyściełał całą powierzchnię sypialni. Podniosłam się z łóżka i niewiele
brakowało, a znów bym na nim usiadła. Przed oczami pojawiły się mroczki. Żołądek
podszedł do gardła. Policzyłam w myślach do dziesięciu. Kawa. Zdecydowanie
potrzebowałam kawy. Albo chociaż butelki wody. Rozejrzałam się za swoją
sukienką oraz torebką, ale Nikolay chyba gdzieś je skrzętnie ukrył. Pozwolił mi
za to spać w swojej koszulce, która spokojnie sięgała mi do połowy uda.
Kuchnia połączona była z ogromnym
salonem. Wstawiłam wodę na kawę. Darowałam sobie zaglądanie do lodówki. Nie
byłam nawet jakoś szczególnie głodna.
Swój telefon znalazłam na umywalce w
łazience. Trudno powiedzieć jakim cudem się tam znalazł. Odblokowałam ekran, by
przeczytać dwie wiadomości od Zośki. Martwiła się, że nie wróciłam na noc do
domu. W drugim zaś przypominała, iż powinnam odpowiednio się zabezpieczyć nim
cokolwiek wydarzy się między mną, a Niko. Prychnęłam. Dla niej przyjaźń
damsko-męska nigdy nie istniała.
Chociaż…
Może miała trochę racji? Polubiłam to
głupiutkie wpatrywanie się w jego orzechowe tęczówki. Czekałam na kolejną
rozmowę. Rozpływałam się na widok szczerego uśmiechu na ustach. I w tym momencie
Zosia stanęłaby przede mną z rękoma skrzyżowanymi na klatce piersiowej.
Usłyszałabym również: a nie mówiłam?
Uśmiechnęłam się na tą perspektywę. Póki jednak nie byłam pewna uczuć swoich, a
tym bardziej Nikolaya, nie chciałam podejmować żadnych desperackich kroków.
- Dzień dobry – z zamyślenia wyrwał
mnie głos siatkarza. Zaspanego siatkarza. – Jak się czujesz?
Wzruszyłam obojętnie ramionami. Nie do
końca wiedziałam, jak powinnam się czuć.
- Niko, ty wiesz, że ja… - urwałam. Co
tak właściwie chciałam powiedzieć? – To co się wydarzyło…
- Nie musisz się tłumaczyć. Ktoś
dosypał coś do twojego drinka. Nie wiem kto i co, ale najchętniej bym go zatłukł.
Wzdrygnęłam się. Nie lubię, kiedy
historie się powtarzają. Nie takie.
Zaproponowałam Niko, że usmażę na śniadanie
jajecznicę. Odmówił. Najwidoczniej nie tylko ja miałam dziś problemy z
żołądkiem. Usiedliśmy razem na kanapie w salonie. Odpaliłam telewizor i
ustawiłam jakiś kanał muzyczny. Gdybym nie trzymała w dłoniach kubka, z całą
pewnością wyłamywałabym nerwowo palce.
- Chyba muszę ci o czymś powiedzieć –
odezwałam się po krótkiej chwili, wpatrując się w kota, który wylegiwał się
teraz na panelach w promieniach słońca. Niko nie odezwał się, a jedynie chwycił
moją dłoń. Wzięłam głęboki oddech i pozwoliłam, by słowa same płynęły. – W
grudniu poprzedniego roku wplątałam się w dość nieciekawy związek. Zakochana,
głupia, idiotka. Nie wiedziałam wad Jakuba. Nie słuchałam tych, którzy mówili,
że jeszcze się na nim przejadę. Sylwestra postanowiliśmy spędzić w jego rodzinnym
mieście. Wzięłam wolne, kupiłam sobie odlotową kieckę. Wszystko miało być
idealne. Wydawało mi się, że to mój chodzący ideał. Poszliśmy na imprezę do
jego znajomych. Nie wiem gdzie i kiedy ktoś dosypał coś do mojego drinka… - mój
głos zaczął się załamywać. – Kuba twierdził, że sama to sobie zrobiłam.
Oskarżał mnie również o wiele innych rzeczy. Niby to przypadkiem jeszcze tamtej
nocy mnie uderzył. Polało się trochę krwi, ale tak bardzo chciałam z nim być…
Chociaż to nie była moja wina, przepraszałam go przez cztery dni. Piątego dałam
sobie spokój. W tym czasie poniżał mnie, jego znajomi również. Wiele czasu
upłynęło zanim odzyskałam wiarę w siebie. Nie chcę żebyś pomyślał, żebyś
wmawiał, że znów zrobiłam sobie to samo…
Nikolay przytulił mnie mocno. Wtuliłam
się w jego pierś. Pierwszy raz opowiedziałam tą historię komuś innemu niż
Zośce, czy psychologowi. Wcale nie poczułam się lepiej, ale przecież on
powinien znać prawdę. Był przy mnie. Zaopiekował się. Nie wykorzystał, chociaż
miał ku temu okazję. Poczułam przyjemne ciepło rozchodzące się po całym ciele.
- Nigdy bym nie uwierzył w to, co ten
Jakub tobie wpajał – wyszeptał mi prosto do ucha. Wtuliłam się w niego jeszcze
mocniej. – Nie pozwól, by opinie innych miały jakikolwiek wpływ na ciebie. Na
to, kim jesteś.
- Dziękuję.
Rozdział jak zwykle świetny:) Czekam z utęsknieniem na następny:) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńhttp://poawanturzeszept.blogspot.com/ zapraszam na 1 rozdział ;*
OdpowiedzUsuń