3 maja 2015

Rozdział 6

Patrzyłam na Nikolaya, który od dobrych dziesięciu minut nie odzywał się słowem, zaciskając przy tym nerwowo dłonie w pięści. Był zdenerwowany. Ba, był wściekły! Głównie na mnie. Ledwo zakończył swoją tyradę na temat nieodpowiedzialnych kobiet, którym wydaje się, że potrafią sobie poradzić w trudnych sytuacjach, a ja oznajmiłam, iż tak właśnie jest. Spotkałam się z Kubą, powiedziałam co o nim myślę i jakoś nie widać było, bym na tym w jakiś szczególny sposób ucierpiała. Ale Penchev miał na ten temat inne zdanie. Według niego dałam Kubie sygnał, że w dalszym ciągu chciałabym odbudować nasze dawne relacje. Przecież byłam tylko głupiutką dziewczynką, która totalnie nie wie o czym myślą faceci. Ale nie chciałam patrzeć na zdenerwowanego siatkarza. Był moim przyjacielem i w gruncie rzeczy przecież chciał dobrze.
Wtuliłam się mocno w jego pierś. Z początku był spięty. Ciężko oddychał. Przytuliłam się jeszcze mocniej. Napięcie powoli zaczynało z niego schodzić. Wplótł palce w moje włosy. Westchnęłam cicho. To niesamowite, że istnieją na świecie jeszcze tacy mężczyźni. Nie chcą w zamian niczego. Po prostu są.
- Zostaniesz dzisiaj? – Zapytał, nie pozwalając mi się od niego odsunąć. Pokiwałam głową potakująco. Chyba trochę bałam się, że Kuba rzeczywiście mógł źle odczytać moje intencje. Chciałam się go pozbyć ze swojego życia raz na zawsze, ale nie umiem być obojętna.
- Jestem słaba.
- Lila, nie mów tak. Jesteś najmądrzejszą dziewczyną, jaką miałem okazję poznać.
Zaśmiałam się cicho. Nie chciałam mu wypominać, że jeszcze przed chwilą mówił o mojej nieodpowiedzialności.
Udało mi się wyplątać z jego objęć i chwyciłam pilot od telewizora. Po raz pierwszy od dłuższego czasu Nikolay miał wolny wieczór. Żadnego meczu, treningu, czy specjalnego wyjazdu. Od Zośki słyszałam o jakiejś imprezie organizowanej przez Ignaczaków, na którą wybierała się ona z Jochenem. Swoją drogą ta dwójka trochę szybko zaczęła planować wspólną przyszłość. Jochen mieszkał sam, więc chciał przygarnąć moją przyjaciółkę. Ona oczywiście rzekomo nie mogła mi już dłużej siedzieć na głowie i pakowała walizki. Chociaż na dobrą sprawę przecież nie zdążyła się rozpakować. Wracając jednak do tematu: próbowałam wypytać Niko dlaczego nie poszedł na tą imprezę, ale wykręcał się brakiem odpowiedniego nastroju. Więc dlaczego miałam wrażenie, że ma to jakiś związek ze mną?
Niko przyniósł dwie butelki smakowego piwa. Wspominał już kilkukrotnie, że nie przepada za perfumami, ale znalazły się w jego lodówce tylko ze względu na mnie. Odpaliłam płytę dvd z filmem, który zaczęliśmy oglądać już przed dwoma dniami, ale telefon z pracy nie pozwolił nam dokończyć. Tym razem nie miałam zamiaru odbierać żadnych połączeń. To był wieczór dla naszej dwójki i chciałam go w pełni wykorzystać.
Ponownie wtuliłam się w mojego silnego przyjaciela, który po chwili zaczął bawić się moimi włosami. Przymknęłam oczy. Było mi dobrze. Chyba trochę aż za bardzo. Uparcie musiałam powtarzać sobie każdego dnia, że to tylko Nikolay. Bułgar, który powinien pozostać na pozycji najlepszego przyjaciela. Poznaliśmy się przez przypadek i chyba żadne z nas nie planowało, że przerodzi się to w poważniejszy związek. Przynajmniej ja nie chciałam mieć takich planów. A mimo to od kilku dni dręczyły mnie sny, w których słyszę od Pencheva, że jestem dla niego kimś więcej. Niejednokrotnie jego usta muskają delikatnie moje, a ja dobrze wiem, iż chcę więcej…
Otwieram gwałtownie oczy, kiedy opuszki jego palców omyłkowo muskają skórę na mojej szyi. Spięłam się i dobrze wiedziałam, że Nikolay to wyczuje.
- Stało się coś?
No i masz. Jego ciepły oddech owionął mój kark. Lila, nie mogłaś się zakochać! Krzyczał mój rozum. Serce natomiast miało totalnie gdzieś te wszystkie głosy rozsądku. Nerwowo zagryzłam dolną wargę, wlepiając spojrzenie w ekran telewizora.
- Nie, Niko. Wszystko okej – odpowiedziałam z nadzieją, że wcale nie dało się słyszeć drżenia w moim głosie. – Wiesz, chyba masz rację co do Kuby.
Tym razem to on się spiął, a irracjonalny, romantyczny nastrój szlag trafił. I dobrze. Nawet nie chciałam myśleć, jak to wszystko mogłoby się skończyć.
- To znaczy?
- Mówiłeś, że powinnam na niego uważać. Myślę, że masz rację. – Nic tak nie studzi emocji, jak poważne wyznania. – Nie chciałam tobie o tym mówić… Ale zdarzyło się już, że mnie uderzył. Kiedyś uważałam, że faktycznie musiałam go to takiego zachowania sprowokować, ale teraz…
- Jak to: zdarzyło mu się? – Wycedził Bułgar między zębami, zaciskając palce na poduszce do tego stopnia, że pobielały mu kostki. – Lila, facetom się to nie zdarza. Jeśli ten kretyn ciebie kiedykolwiek uderzył to przysięgam, że jeśli tylko go spotkam, to zrobię mu niewyobrażalną krzywdę.
- Nie, nie! – Jęknęłam. To wszystko nie tak miało wyglądać. Za dużo gadam. Dlaczego ja zawsze muszę gadać?! – Nie możesz… Niko, to było kiedyś. Przeszłość, do której nie chcę wracać. Proszę cię, obiecaj.
Nikolay pokręcił głową przecząco.
- Niczego nie mogę obiecać, przykro mi. W głowie mi się nie mieści, że ten kretyn w ogóle śmie się nazywać facetem! – Ujął moją twarz w dłonie. – Lila, nie pozwolę mu ciebie skrzywdzić. Jeśli tylko się do ciebie zbliży, poważnie z nim porozmawiam.
Patrzyłam prosto w jego oczy. Mówił z takim spokojem i przekonaniem, że gdybym była Kubą, pewnie bym się przeraziła. Ja natomiast poczułam się dziwnie bezpieczna. Do tej pory tylko Zośka się za mną wstawiała. Była prawdziwą przyjaciółką, która umiała pocieszyć. Jeśli jednak przychodziło do sytuacji zagrożenia… Ech, tak właściwie to ona zawsze pakowała nas w kłopoty, z których następnie ja nas wyciągałam.
Przeniosłam spojrzenie na jego wargi. Przysunęłam się nieznacznie, czekając na jego reakcję. Zaczęłam widzieć w nim kogoś więcej, ale nie chciałam tracić naszej przyjaźni na rzecz jakiegoś głupiego zauroczenia.
Delikatnie musnął moje usta. Odwzajemniłam pocałunek czując, że znajduję się we właściwym miejscu z odpowiednim facetem. Delikatnie pchnął mnie w tył, zmuszając tym samym bym położyła się na kanapie. Wplotłam palce w jego, już nieco przydługie, włosy. Jęknęłam cicho, kiedy ustami zaczął znaczyć ścieżkę do mojego dekoltu.
Powoli ściągnął moją bluzkę. Nie pozostałam mu dłużna. Opuszkami palców wodziłam po jego umięśnionych plecach. Był idealny. Co najważniejsze: był teraz mój. Zaśmiałam się cicho na myśl, że być może do życia powróciła dawna Lila. Przez dwa lata skrywała się cieniu własnych niedoskonałości i problemów. Wystarczyło, że pojawił się szalony Bułgar przed moją restauracją. Przypadkowe zderzenie, szybka wymiana telefonów…

Ze snu wybudził mnie dźwięk przychodzącego smsa. Przeciągnęłam się, czemu towarzyszył szeroki uśmiech na moich ustach. Kot Nikolaya prychnął cicho, kiedy niechcący zepchnęłam go z łóżka. Myślę, że po dzisiejszej nocy nie będzie już mógł spokojnie spać. Zerknęłam na miejsce obok mnie. Było puste, chociaż zegar na szafce wskazywał dopiero godzinę siódmą trzydzieści. Odczytałam szybko wiadomość od Zośki, która postanowiła najbliższy weekend spędzić w Krakowie na rozmowie ze swoim byłym narzeczonym. Przewróciłam oczami. To głupota w rudowłosej postaci, ale przecież nie będę jej mówić co ma robić ze swoim życiem.
Chwyciłam z krzesła koszulkę Niko i skierowałam kroki w stronę kuchni, skąd dobiegał jego niski głos. Wyglądało na to, że jego również postanowili zbudzić z samego rana. Stał oparty o drzwi lodówki i spoglądał przez okno. Rozmawiał po bułgarsku, więc nawet nie byłam w stanie domyślić się, czego może dotyczyć rozmowa. Wyglądał na nieco zmartwionego i zdenerwowanego. Zbliżyłam się do niego od tyłu i wtuliłam mocno, próbując dodać otuchy. Rozluźnił się, powiedział jeszcze kilka słów i zakończył rozmowę.
- Dzień dobry – szepnął, odwracając się i całując mnie w czubek głowy. – Mam nadzieję, że ciebie nie obudziłem?
- Zośka – oznajmiłam, wzruszając obojętnie ramionami. – Jedzie się spotkać ze swoim byłym w Krakowie.
- Jochenowi przyda się do niej anielska cierpliwość – stwierdził siatkarz. – Lecę zaraz na trening, ale możesz u mnie jeszcze zostać jeśli chcesz.
Ściągnęłam brwi, przewiercając spojrzeniem Nikolaya. Wyglądało na to, że zdarzyło się coś, o czym nie chce mi powiedzieć. Powinnam pytać? Nie, to zdecydowanie nie moja sprawa.
- Mam popołudniową zmianę. Wrócę do siebie.

Przez kolejne pół godziny prawie się do siebie nie odzywaliśmy. On nie chciał mówić, a ja w dalszym ciągu nie miałam zamiaru pytać. Nieco irytująca była ta cisza między nami, ale przecież nie będę nikogo na siłę zmuszać do zwierzeń. Niko odwiózł mnie do domu, pocałował na pożegnanie i tego dnia nie dawał już więcej znaku życia.

29 marca 2015

Rozdział 5

Stałam w drzwiach do pokoju Zośki z szeroko otwartymi ustami. Musiałam wyglądać potwornie głupio, jednak to, co zastałam przekroczyło chyba moje najśmielsze oczekiwania. Moja szanowna przyjaciółka siedziała na łóżku, a za jej plecami czaił się Jochen. Ten przesympatyczny Niemiec przespał się z moją Zosią?! Pokręciłam energicznie głową, próbując odrzucić od siebie te przedziwne obrazy. Nikolay stał natomiast za mną i zanosił się histerycznym śmiechem. Chciałam posłać mu spojrzenie pełne potępienia, ale nie mogłam oderwać wzroku od tej dwójki.
- No nie wierzę! – Westchnęłam wreszcie, wznosząc ręce ku górze. – To ty mi się każesz zabezpieczać, a sama co robisz?
- Zabezpieczyliśmy się – oznajmiła z rozbrajającą szczerością. – Liluś, ja dorosła jestem. Ty z resztą też.
Chyba zabrakło mi argumentów. Odwróciłam się na pięcie, walnęłam Niko pięścią w ramię. Mógłby mnie chociaż trochę wesprzeć. Jochen był jego kolegą z drużyny. Czy oni nie mają jakichś ślubów, że nie będą sypiać z dziewczynami, które ledwo co poznali? Właściwie to każdy facet powinien pójść po rozum do głowy. I to tej właściwej.
Kolejną godzinę spędziłam w kuchni, próbując przygotować coś z niczego. Cały, wczorajszy dzień nie było mnie w domu, a Zośka nawet nie pomyślała o odwiedzinach w supermarkecie. Z szafki wyciągnęłam makaron i słoik z gotowym sosem. Nikolay miał kolejny powód do żartów. Przynajmniej nie istniało ryzyko, że się otruje – jak to ujął. Rzecz jasna oberwał za to ścierką. Kucharka ze mnie całkiem dobra, ale z samego powietrza wyczarować coś ciężka sprawa.
- Jeśli nie przestaniesz, będziesz głodować – oznajmił Jochen, który postanowił najwidoczniej wkupić się w moje łaski. Zaczął dobrze, ale i tak jeszcze długa droga była przed nim. – Poza tym nie wspomnę kto ostatnio spalił garnek, w którym gotowała się tylko woda.
Skoro panowie zaczęli się przekomarzać, ja miałam chwilę by przesłuchać Zośkę. Z klubu wyszli dość wcześnie. Taksówkarz nie zabrał ich do domu. Zahaczyli o sklep i z piwem w ręku skończyli nad rzeką. Bo nie ma nic lepszego, jak picie w terenie. Tam też Zosia po raz pierwszy odważyła się pocałować Jochena. Jestem prawie pewna, że się na niego rzuciła. Jak się szybko okazało – Niemiec też niedawno przeżył rozstanie. Miało to miejsce pół roku temu, więc doszedł do siebie nieco bardziej niż Zośka. Do domu dotarli na piechotę. Z samego rana. Chociaż byli potwornie zmęczeni, to nie poszli grzecznie spać. Nawet gdyby Lipińska starała się mi to wmówić, nie uwierzyłabym.
Kończąc obiad panowie oznajmili nam, iż tego dnia na Podpromiu odbywa się trening otwarty. Oznaczało to, że każdy kibic mógł wejść na trybuny i przyjrzeć się swoim ulubieńcom. W tym wszystkim musiałyśmy dopatrzeć się specjalnego zaproszenia. Miałyśmy z niego nie skorzystać? Przecież żadna z nas nie miała innych planów na to popołudnie. Poza tym istniała przecież jakaś szansa na to, że polubię siatkówkę. Oglądać. Bo do grania to poważnie: mam dwie lewe ręce.

Razem z Zośką zajęłyśmy miejsce w drugim rzędzie. Nie ma co się tak wyrywać przed szereg. Z resztą, te wszystkie napalone nastolatki wleciały na halę z takim wrzaskiem, że miałam ochotę uciec nawet na samą górę. Zosia patrzyła na nie sceptycznie. Brakowało jeszcze głośnych komentarzy na temat tego, jacy to siatkarze są seksowni przystojni… A nie. Wystarczyło odczekać pięć minut i voila! Moja przyjaciółka nerwowo zaciskała dłonie w pięści. Byłam prawie pewna, że właśnie odlicza w myślach do tysiąca. Dziesięć to zdecydowanie za mało.
Trening rozpoczął się punktualnie. Trener wspomniał coś o celach na nadchodzący sezon. Próbowałam się skupić na jego słowach, ale po pięciu minutach jakoś tak sama się wyłączyłam. Moje myśli powędrowały w stronę pracy. Za kilka dni miałam wysłać kilku moich podopiecznych na szkolenie do krakowskich restauracji. Mieli przejść specjalne szkolenia, dzięki czemu mieli pracować jeszcze wydajniej. Co więcej: wśród reszty managerów chodziły plotki, że to właśnie ja mam zostać asystentką kierownika, a mówiąc szczerze wcale ten pomysł mi się nie podobał. Większy zakres obowiązków nie był mi w tej chwili potrzebny. Już i tak musiałam nadzorować szkolenia oraz pilnować instruktorów. Nie, nie. Kolejny awans nie zostałby dobrze odebrany. Do tego w przyszły poniedziałek powinnam zrobić zamówienie.
Ktoś popchnął mnie z tyłu, wytrącając mnie przy tym z zamyślenia. Zaklęłam głośno. Pewnie ściągnęłabym na siebie uwagę osób na trybunach, gdyby nie głośne uwaga! dochodzące z parkietu. Zosia w ostatniej chwili uchyliła się przed pędzącą w jej stronę piłką.
- Kobietę chcesz mi zabić?! – Wrzasnął Jochen, rzucając ręcznikiem w Dawida. Ten zaśmiał się szatańsko, uciekając szybko na drugi koniec boiska.
- Jaką, kurwa, kobietę – warknęła Zosia, podnosząc się z miejsca. – Ja mu jeszcze pokażę.
- Nie wiem, co chcesz mu pokazywać, ale wyluzuj. – Pociągnęłam Lipińską za rękę, by znowu usiadła. – Nie unoś się. Wszyscy się na ciebie gapią.
- A niech się gapią.
No pewnie. Ona ma wszystko gdzieś, a ja muszę się rumienić pod wpływem tych wszystkich spojrzeń. Całe szczęście trafił się pretekst, by opuścić trybuny chociaż na krótką chwilę. Telefon uparcie wibrował w kieszeni moich spodni. Z początku chciałam zignorować połączenie. Po pierwszym jednak było drugie i kolejne. Zerknęłam na wyświetlacz. Numer nie widniał wśród zapisanych na urządzeniu. Zmarszczyłam brwi, przeciągając palcem po ekranie, by odebrać połączenie.
- Halo?
- Cześć Lilka, Kuba z tej strony. – Telefon o mały włos nie wypadł z mojej dłoni. – Jesteś tam?
- Jestem.
- Przyjechałem właśnie do Rzeszowa i pomyślałem, że moglibyśmy się spotkać. Porozmawiać.
- Ty chcesz ze mną rozmawiać? – Parsknęłam. – Dlaczego?
- Przepraszam za to, co wtedy mówiłem. To było…
- Chamskie?
- Tak. I przepraszam za to.
Niesamowite! Kuba przeprosił mnie w ciągu jednej rozmowy aż dwa razy. Jak to role potrafią się odwrócić.
Mimowolnie skierowałam kroki w stronę korytarza, gdzie mieściły się szatnie. Nie umiem z kimś rozmawiać przez telefon i stać spokojnie. Minęłam Dawida, rozsznurowującego swoje sportowe buty. Posłałam mu smutny uśmiech, słuchając przy tym monologu Jakuba.
- A skoro już przyjechałem to pomyślałem, że mogłabyś mnie przenocować kilka dni. Pogódźmy się, proszę.
- Ach, więc o to chodzi. – Jego czarujące gadki już na mnie nie działały. – Nie możesz u mnie przenocować.
- Czekam pod drzwiami mieszkania. Jestem wytrwały.
- Grozisz mi? Mam wezwać policję?
Dryja posłał mi pytające spojrzenie. Machnęłam ręką, ale to było oczywiste, że nie odpuści i zacznie wypytywać. Westchnęłam cicho. Oparłam się wreszcie o ścianę, ucinając rozmowę słowami nie chcę mieć już z tobą nic wspólnego. Powoli osunęłam się na posadzkę, ukrywając twarz w dłoniach. Potrzebowałam chwili, by na spokojnie pomyśleć. Dawid mi nie przeszkadzał, chociaż zajął miejsce obok mnie.
- Chyba nie chcę wracać dzisiaj do domu.
- Stało się coś? – Wzruszyłam obojętnie ramionami. – Lilka, masz teraz za sobą bandę dwumetrowych facetów, którzy potrafią zaprowadzić porządek jeśli trzeba.
Te słowa sprawiły, że poczułam się nieco lepiej. Rozum podpowiadał jednak, iż nie powinnam się nimi wysługiwać. Takie sprawy najlepiej załatwiać w pojedynkę. W szczególności, że Jakub również do najniższych nie należał. Miał te swoje metr dziewięćdziesiąt. Do tego coś tam kiedyś trenował. Mieszanie ich w tego typu sprawy było bezcelowe.
- Dam sobie radę – chyba zabrzmiało wiarygodnie.
- Chciałaś nasłać na kogoś policję. Nie wydaje mi się, byś sobie radziła.
- Dzięki Dawidku. W gruncie rzeczy nie jestem wcale taka słaba.
Spojrzał na mnie z politowaniem. Zapewne dodałby do swego wywodu coś jeszcze, ale na korytarz wtoczyła się reszta Resoviaków śmiejących się z czegoś. Albo kogoś. Natychmiast się podniosłam, przywołując na usta nieco sztuczny, acz radosny uśmiech. Dawid był chyba pod wrażeniem moich zdolności aktorskich, bo rzucił jakąś uwagę na temat kobiet.
- Skoczymy do Maka na kurczaka? – Rzucił Ignaczak, szczerząc ząbki w szerokim uśmiechu. – Może Lila jakieś zniżki nam załatwi?
- Dla zawodników Resovii mamy specjalną promocję. Wszystko dwa razy drożej!
- Trafna i cięta riposta. Lubię to!
Nowakowski przybił ze mną piątkę.

Myślałam, że spalę się ze wstydu przed moimi współpracownikami, kiedy wesoła kompania wkroczyła na teren restauracji i zaczęła wymyślać zamówienia. Jochen nie chciał tego dodatku, Igła tamtego, a Lotmanowi nie odpowiadał lód w herbacie mrożonej. Według Dawida w jego porcji znalazło się za mało frytek, a Nikolay chciał wykupić chyba wszystkie zapasy z naszych magazynów.

- Kibicuję Resovii, ale nie przyprowadzaj ich już tu więcej – jęknęła jedna z managerek, wydając ostatnie zamówienie. Rozłożyłam bezradnie ręce. Oni mnie zaciągnęli tutaj siłą. Wcale nie chciałam przychodzić, bo wiedziałam, że to wszystko się tak skończy.

8 marca 2015

Rozdział 4

- Dlatego właśnie uważam, że powinnaś pójść ze mną na parkiet.
Z szerokim uśmiechem obserwowałam Dawida, który wyciągał już dłoń w zachęcającym geście. Po tej pięciominutowej przemowie nie mogłam przecież powiedzieć, że bolą mnie stopy i najchętniej w ogóle bym nie wstawała od stołu. Spojrzałam przepraszająco na mojego kompana. Jemu wcześniej nie udało się to, co Dryja osiągnął w zaledwie kilka minut. Ale mówił, mówił i mówił. Przerywać było szkoda, a zignorować jeszcze gorzej.
Gdzieś po piątej tempo zmieniło się na wolniejsze. Wreszcie mogłam zaczerpnąć tchu. Dawid delikatnie objął mnie w talii i przyciągnął bliżej. Być może miałam we krwi już całkiem sporo alkoholu, ale było mi dobrze. Odnalazłam się w grupie ludzi, która nie miała pojęcia o wydarzeniach z sprzed kilku miesięcy. Nikt nie patrzył na mnie krzywo, ani nie oceniał. Byłam dla nich Lilką i nikim więcej.
- Odbijany – zakomunikował Bułgar, w dość kulturalny sposób odsuwając ode mnie środkowego rzeszowskiej drużyny.
- Wyglądasz na niezadowolonego – stwierdziłam zadziornie, zarzucając ręce na szyję Niko. Dobrze, że założyłam te koturny, bo w przeciwnym razie miałabym jeszcze bardziej utrudnione zadanie. – Stało się coś?
- Twoja przyjaciółka zniknęła. Jochen również.
- Prawie ci uwierzyłam. – Odległość między nami zmniejszyła się jeszcze bardziej. – Mam dziwne wrażenie, że mimo wszystko w tym tłumie znajdują się fanki Nikolaya Pencheva. Mam również wrażenie, iż moja obecność tutaj nie została przez nie zbyt dobrze odebrana.
- Nie rozumiem dlaczego w ogóle zawracasz sobie tym głowę.
Wzruszyłam delikatnie ramionami. Nie przywykłam do jakiegokolwiek zainteresowania moją osobą. Przynajmniej do tej pory nie wykraczało ono ponad przeciętną. W gruncie rzeczy naprawdę nie miałam zamiaru się tym przejmować. Nie byłam może miss podkarpacia, ale dziewczyną Niko również.
Przy drugiej wolnej piosence odległość między nami można było mierzyć już w milimetrach. Nie myśląc zbyt wiele wtuliłam się w siatkarza. Zapach jego perfum był obezwładniający. Równie dobrze moglibyśmy zostać tutaj zupełnie sami. Tylko on, ja i… pewnie tak czy inaczej do niczego między nami by nie doszło. Pomimo wypitych drinków, zdrowy rozsądek krzyczał dość głośno, że nie powinnam póki co zbliżać się do żadnego faceta. A przynajmniej nie w ten sposób.
Drgnęłam, gdy uniósł rękę, by pogładzić mnie po policzku. Nie mogłam spojrzeć w te orzechowe oczy. To by mnie zgubiło na dobre. Wykręciłam się chęcią rozmowy z jubilatem oraz darmowymi drinkami, które właśnie Krzysiek majstrował przy jednym ze stolików.

Impreza rozkręciła się na dobre. Część z Resoviaków upatrzyła sobie budkę do robienia zdjęć i siedziała w niej na tyle długo, na ile pozwoliła kolejna grupka siatkarzy zafascynowana tym urządzeniem. Razem z Iwoną siedziałyśmy przy stole i patrzyłyśmy na nich z politowaniem. Grupka małych dzieci. Oczy powoli zaczynały mi się kleić, więc postanowiłam odnaleźć Niko albo Zośkę.
Wstałam lekko chwiejnie. Mogłam darować sobie te dwa ostatnie drinki. Mam dość mocną głowę, ale jakiś umiar też trzeba znać. Ruszyłam w głąb jednego z korytarzy, który powinien prowadzić do szatni. Albo toalety. Nerwowo zaczęłam zagryzać dolną wargę. Oddech znacznie przyspieszył. Ktoś spojrzał się na mnie krzywo, ale o dziwo wcale mi to nie przeszkadzało. Było mi wszystko jedno. Ściany zaczęły falować.
- Jasna cholera – zaklęłam głośno, wbijając paznokcie w wewnętrzną część dłoni. Miałam nadzieję, że ból przywróci mnie do rzeczywistości.
Ile czasu mi zostało zanim to wszystko zacznie się na dobre? Pewnie ułamki sekund. Szłam dalej w nadziei, że trafie na kogoś znajomego. Na osobę, która będzie mogła poświęcić mi trochę czasu i nie dopuści do tego, bym wsiadła sama w taksówkę.
Po moich policzkach zaczęły płynąć łzy. Wpadałam w panikę. Ktoś chwycił mnie za ramię na tyle mocno, że musiałam się zatrzymać.
- Wszystko ok?
Pokiwałam przecząco głową prosząc, by Paul zabrał mnie do Zośki. Nie chciałam mu zepsuć urodzin. Nie chciałam nikomu zniszczyć imprezy. Lotman chyba z pięć razy powtórzył mi, że moja przyjaciółka wyszła z klubu, zanim w ogóle to do mnie dotarło. Kiedy przestałam płakać spojrzał mi prosto w oczy, mrucząc pod nosem z niedowierzaniem.
- Chyba powinnaś wrócić do domu.
Nie miałam pojęcia czy chce zaciągnąć mnie przed klub i wsadzić w taksówkę, czy coś innego chodziło po jego głowie. Przestawałam myśleć logicznie. Poddałam się.
- Penchev, twoja dziewczyna nie czuje się najlepiej – słowa Lotmana docierały do mnie z oddali. – Chyba powinieneś zabrać ją do szpitala.
- Nie! Tylko nie szpital, proszę. – W akcie desperacji chwyciłam dłoń przyjmującego. – Zabierz mnie do domu.
Nie mam pojęcia jak długo trwała wymiana spojrzeń między siatkarzami. Nie wiem również jakim cudem obok nas zmaterializował się Krzysiek z moją kurtką.
Nim wszystko spowiła ciemność, usłyszałam jeszcze ciepłe słowa Niko. Obiecał, że wszystko będzie dobrze, a ja mu bezgranicznie zaufałam.

Obudziło mnie ciche westchnięcie. Głowa bolała potwornie. Zupełnie tak, jakby za chwilę miała eksplodować. Przetarłam opuchnięte powieki. Po opuszkami palców poczułam resztki makijażu. Zazwyczaj nie pomijam tak drobnego szczegółu przy wieczornej kąpieli. Powoli otworzyłam oczy. Promienie słońca, wpadające przez ogromne okno oślepiły mnie na krótką chwilę.
- O cholera – jęknęłam, podciągając kołdrę po samą brodę. Nie znajdowałam się w swoim bezpiecznym mieszkaniu. Co gorsza wspomnienia z poprzedniego wieczoru wróciły nieproszone. Wolałabym zapaść się pod ziemię.
Zerknęłam na Nikolaya śpiącego w najlepsze w dość niewygodnej pozycji. Na samym skraju łóżka. Na poduszce między nami drzemał słodko jego kot. To ciekawe, że jeszcze nie zaczęłam kichać. Rodzice i lekarze przez całe życie wmawiali mi, że mam silną alergię na kocią sierść, która mogłaby mnie nawet zabić. Uśmiechnęłam się smutno. Chociaż jeden powód do radości. Jednak nie jest tak źle, jakby mogło się wydawać.
Postawiłam stopy na puchatym dywanie, który wyściełał całą powierzchnię sypialni. Podniosłam się z łóżka i niewiele brakowało, a znów bym na nim usiadła. Przed oczami pojawiły się mroczki. Żołądek podszedł do gardła. Policzyłam w myślach do dziesięciu. Kawa. Zdecydowanie potrzebowałam kawy. Albo chociaż butelki wody. Rozejrzałam się za swoją sukienką oraz torebką, ale Nikolay chyba gdzieś je skrzętnie ukrył. Pozwolił mi za to spać w swojej koszulce, która spokojnie sięgała mi do połowy uda.
Kuchnia połączona była z ogromnym salonem. Wstawiłam wodę na kawę. Darowałam sobie zaglądanie do lodówki. Nie byłam nawet jakoś szczególnie głodna.
Swój telefon znalazłam na umywalce w łazience. Trudno powiedzieć jakim cudem się tam znalazł. Odblokowałam ekran, by przeczytać dwie wiadomości od Zośki. Martwiła się, że nie wróciłam na noc do domu. W drugim zaś przypominała, iż powinnam odpowiednio się zabezpieczyć nim cokolwiek wydarzy się między mną, a Niko. Prychnęłam. Dla niej przyjaźń damsko-męska nigdy nie istniała.
Chociaż…
Może miała trochę racji? Polubiłam to głupiutkie wpatrywanie się w jego orzechowe tęczówki. Czekałam na kolejną rozmowę. Rozpływałam się na widok szczerego uśmiechu na ustach. I w tym momencie Zosia stanęłaby przede mną z rękoma skrzyżowanymi na klatce piersiowej. Usłyszałabym również: a nie mówiłam? Uśmiechnęłam się na tą perspektywę. Póki jednak nie byłam pewna uczuć swoich, a tym bardziej Nikolaya, nie chciałam podejmować żadnych desperackich kroków.
- Dzień dobry – z zamyślenia wyrwał mnie głos siatkarza. Zaspanego siatkarza. – Jak się czujesz?
Wzruszyłam obojętnie ramionami. Nie do końca wiedziałam, jak powinnam się czuć.
- Niko, ty wiesz, że ja… - urwałam. Co tak właściwie chciałam powiedzieć? – To co się wydarzyło…
- Nie musisz się tłumaczyć. Ktoś dosypał coś do twojego drinka. Nie wiem kto i co, ale najchętniej bym go zatłukł.
Wzdrygnęłam się. Nie lubię, kiedy historie się powtarzają. Nie takie.
Zaproponowałam Niko, że usmażę na śniadanie jajecznicę. Odmówił. Najwidoczniej nie tylko ja miałam dziś problemy z żołądkiem. Usiedliśmy razem na kanapie w salonie. Odpaliłam telewizor i ustawiłam jakiś kanał muzyczny. Gdybym nie trzymała w dłoniach kubka, z całą pewnością wyłamywałabym nerwowo palce.
- Chyba muszę ci o czymś powiedzieć – odezwałam się po krótkiej chwili, wpatrując się w kota, który wylegiwał się teraz na panelach w promieniach słońca. Niko nie odezwał się, a jedynie chwycił moją dłoń. Wzięłam głęboki oddech i pozwoliłam, by słowa same płynęły. – W grudniu poprzedniego roku wplątałam się w dość nieciekawy związek. Zakochana, głupia, idiotka. Nie wiedziałam wad Jakuba. Nie słuchałam tych, którzy mówili, że jeszcze się na nim przejadę. Sylwestra postanowiliśmy spędzić w jego rodzinnym mieście. Wzięłam wolne, kupiłam sobie odlotową kieckę. Wszystko miało być idealne. Wydawało mi się, że to mój chodzący ideał. Poszliśmy na imprezę do jego znajomych. Nie wiem gdzie i kiedy ktoś dosypał coś do mojego drinka… - mój głos zaczął się załamywać. – Kuba twierdził, że sama to sobie zrobiłam. Oskarżał mnie również o wiele innych rzeczy. Niby to przypadkiem jeszcze tamtej nocy mnie uderzył. Polało się trochę krwi, ale tak bardzo chciałam z nim być… Chociaż to nie była moja wina, przepraszałam go przez cztery dni. Piątego dałam sobie spokój. W tym czasie poniżał mnie, jego znajomi również. Wiele czasu upłynęło zanim odzyskałam wiarę w siebie. Nie chcę żebyś pomyślał, żebyś wmawiał, że znów zrobiłam sobie to samo…
Nikolay przytulił mnie mocno. Wtuliłam się w jego pierś. Pierwszy raz opowiedziałam tą historię komuś innemu niż Zośce, czy psychologowi. Wcale nie poczułam się lepiej, ale przecież on powinien znać prawdę. Był przy mnie. Zaopiekował się. Nie wykorzystał, chociaż miał ku temu okazję. Poczułam przyjemne ciepło rozchodzące się po całym ciele.
- Nigdy bym nie uwierzył w to, co ten Jakub tobie wpajał – wyszeptał mi prosto do ucha. Wtuliłam się w niego jeszcze mocniej. – Nie pozwól, by opinie innych miały jakikolwiek wpływ na ciebie. Na to, kim jesteś.

- Dziękuję.

26 lutego 2015

Rozdział 3

Siedziałam wyprostowana, beznamiętnie wpatrzona w kubek, w którym kiedyś znajdowała się kawa. Moje życie stało się zbyt monotonne. Poranna kawa, praca, dom. I tak w kółko. Teraz natomiast miałam kilka dni wolnego oraz zero pomysłu, jak ten czas wykorzystać. Powinnam odwiedzić stajnię, ale co poza tym? Nie było w Rzeszowie już znajomych, z którymi chciałabym spędzić wieczór. Wszyscy rozjechali się do innych miast lub po prostu wrócili do domu. Przeglądanie stron internetowych znudziło mi się już po dziesięciu minutach.
Monotonną ciszę w mieszkaniu przerwał dzwonek do drzwi. Zdecydowanie nie spodziewałam się gości, ani tym bardziej listonosza. Blond włosy dość szybko ogarnęłam w niedbały kok, a dłonią starłam resztki snu z twarzy. Mówią, że przezorny zawsze ubezpieczony, więc zerknęłam przez wizjer kogo tam niesie. Westchnęłam cicho, opierając czoło o drzwi. Coś głęboko we mnie krzyczało, że nie powinnam otwierać. Lepiej zakończyć ten rozdział zanim na dobre się rozpoczął. Ale czy ja kiedyś posłuchałam głosu rozsądku?
- Cześć – miałam nadzieję, że zabrzmiało to odpowiednio obojętnie.
- Nie odzywałaś się, więc pomyślałem… - urwał. - Przepraszam.
- Oj Niko, wchodź do środka.
Nie mogłam mu pozwolić przecież by stał na korytarzu z miną zbitego psa. Jako, że moja lodówka praktycznie świeciła pustkami, zaproponować mogłam jedynie pizzę na dowóz. Odmówił grzecznie, dosiadając się do mojego pustego kubka. Sumienie go gryzło, a moja silna wola mogła za krótką chwilę okazać się nie taka zaraz silna.
- Przepraszam Lilka, no. Byłem zły. Przez cały mecz zastanawiałem się tylko nad tym, co mogło się tobie stać.
- Znałeś mnie od tygodnia…
- A jakie to ma znaczenie? – Zapytał tak szczerze, że aż dziwne. – Napisałaś mi wiadomość, ale odczytałem ją dopiero po meczu, a do tego czasu…
Machnęłam ręką na znak by przestał mówić. To wszystko działo się za szybko nawet jak dla mnie. Po pierwsze: nikogo nie szukałam, chociaż moje myśli czasem mogły temu przeczyć. Po drugie: Nikolay był przesympatycznym facetem, ale Krzysiek miał trochę racji. Raczej średni z niego kandydat na faceta. MOJEGO faceta. Po trzecie: po co się przywiązywać do kogoś, kto pewnie pozna mnie bliżej i zniknie? Z drugiej strony, przecież nie mogłam być sama do końca życia.
Podniosłam się z krzesła, by wstawić kolejną porcję wody na kawę. Z szafki wygrzebałam ostatnią paczkę ciasteczek. Przecież nie mogłam pozwolić na to by mój gość poczuł się niemile widziany. W prawdzie powinnam wystawić go za drzwi, ale przecież przyszedł przeprosić, a ja nie byłam w nastroju do choćby najmniejszej kłótni.
- Pójdziesz dzisiaj ze mną na urodziny Paula?
A kim, do cholery, jest Paul?
- Chyba nie jestem w nastroju – odpowiedziałam. Nawet przekonująco. – Do tego jutro powinnam stawić się z rana w pracy.
Kolejna porcja kłamstw, ale przecież Nikolay nie mógł być na tyle zdesperowany, by dzwonić i sprawdzać mój grafik. Do tego obowiązuje ustawa o ochronie danych osobowych, więc z mojej restauracji wyszedłby zapewne z niczym. Nie da się jednak zaprzeczyć, iż nie czułam się najlepiej z tym oszukiwaniem. Nikolay chciał przecież dobrze. Przyszedł, przeprosił, a nawet wyszedł z jakąś inicjatywą. Do tej pory we wszystkich damsko-męskich relacjach to raczej ja byłam tą, która musiała się kajać.
- Wiem, że jutro masz wolne. Pojutrze również – oznajmił po chwili Bułgar z obezwładniającym uśmiechem. – Te twoje koleżanki z pracy to dosyć rozmowne są.
Czarodziej! Jak babcię kocham, to ten typ, który zawsze dostanie to, co chce. Wystarczy pokazać białe ząbki, zrobić oczy kota ze Shreka oraz powiedzieć coś łamaną polszczyzną i proszę. Mruknęłam więc pod nosem o ponownej lekcji na temat udostępniania poufnych danych osobowych, czego Nikolay już nie odważył się skomentować.
- Gdzie i o której? – Zapytałam z rezygnacją, zalewając kawę wrzątkiem. – W co mam się ubrać?
- Nawet w dresie będzie idealnie. Idziemy o dwudziestej do tego nowego klubu przy Podpromiu. Nazwy nie pamiętam, ale mogę po ciebie wpaść.
Z tego co zdążyłam się zorientować, Penchev mieszkał na drugim końcu Rzeszowa, więc jego podróże w tę i z powrotem nie miały najmniejszego sensu. Zasugerowałam, że powinniśmy spotkać się przed wejściem do klubu. Oczywiście spotkało się to ze sprzeciwem, bo dama nie powinna sama późną porą włóczyć się po mieście. Ale żadna ze mnie dama, a o godzinie dwudziestej w Rzeszowie nie jest wcale tak niebezpiecznie, jak to przedstawiał. Poza tym nie mógł być wygranym tego wieczora. Skoro już zgodziłam się pójść na tą imprezę, to powinnam móc dotrzeć na nią w sposób, jaki sama uważałam za odpowiedni.
- A z tym dresem, to żartowałem – odezwał się Pan Oczywisty, zbierając się do wyjścia. – Dobrze wiem, że masz w szafie jakąś kieckę.
Czy on na poważnie zaczął się obawiać, że przyjdę w tym wytartym dresie? Krępuję się w nim wyjść wyrzucić śmieci.
Moją wielką szafę otworzyłam na oścież, by mieć lepszy widok na jej zawartość. Chyba powinnam zabrać się wreszcie za porządki. Większości z tych ciuchów nie miałam na sobie od ładnych kilku miesięcy. Skoro jednak miałam dwie godziny na doprowadzenie się do jako-takiego stanu, zostałam zmuszona do porzucenia tego ambitnego planu. Sukienka na ten wieczór miała być zwykła. Najlepiej czarna. Taką też znalazłam na jednym z ostatnich wieszaków, które przeglądałam. Do tego równie czarne koturny i zakolanówki. To nie mogło wyglądać źle.
Muzykę w głośnikach podkręciłam praktycznie do oporu. Nie lubiłam na co dzień bawić się w robienie kresek na powiekach oraz nakładanie nieco większej ilości podkładu na policzki, ale te urodziny wymagały chyba specjalnego podejścia. Brałam się właśnie za eyeliner, kiedy w lustrze dostrzegłam ledwie zauważalny ruch. Zamarłam. Czy to możliwe, że zapomniałam zamknąć za Niko drzwi? Właściwie do mojego pasma nieszczęść chyba brakowało tylko napaści oraz włamania. Można też wszystko załatwić za jednym razem.
- Lilka! Wróciłam!
- Zośka, czy ja mam przez ciebie zawału dostać? – Warknęłam na przyjaciółkę, która rzucała właśnie swoje torby na podłogę w salonie. – Jak to: wróciłaś?
- Oficjalnie nie mam już faceta, a Kraków to nie miasto dla mnie. Wolę mały, ale kochany Rzeszów.
Jeśli Zośka nie ma ochoty rozwinąć tematu, to lepiej nie drążyć. Tego przynajmniej nauczyłam się w ciągu ostatnich trzech lat. Równie dobrze mogłam zadzwonić do Pawła i zapytać, co tak właściwie się stało, ale to nie była odpowiednia pora na tego typu podchody.
- Liluś moja kochana, czy ty wybierasz się na randkę? - Nic nie umknie bystrej Zosi. – Kto to? Porządny? Nie w stylu tego twojego Jakuba?
Pokręciłam głową z politowaniem i streściłam w telegraficznym skrócie moje przygody z ostatnich kilku tygodni. Dodałam również, iż nie jest to żadna randka, a urodziny jednego z zawodników rzeszowskiego klubu na co przyjaciółka natychmiast poderwała się na równe nogi, by rzucić się na poszukiwanie kreacji dla siebie. Skoro już wróciła do Rzeszowa, to przecież nie mogła pozwolić bym sama prowadzała się po jakichś klubach. A już w szczególności tych nowo otwartych.

Tego wieczora w klubie odbywały się nie tylko urodziny jednego z zawodników Resovii. Nikolay zapomniał wspomnieć o rzeszowskiej inauguracji sezonu. Przed wejściem zgromadziły się tłumy kibiców (kibicek – jeśli wdawać się w szczegóły). Każdy miał nadzieję na całonocną zabawę z ulubionymi zawodnikami. Z moich informacji wynikało, że sezon ligowy rozpoczął się już przed miesiącem, więc nie pojmowałam idei urządzania takiej imprezy właśnie teraz. Przyszłam na zaproszenie specjalne. Po co przejmować się innymi drobiazgami?
- Cześć randko Nikolaya – Krzysiek przywitał się ze mną radośnie, a następnie przedstawił swoją żonę. Iwona zrobiła bardzo dobre pierwsze wrażenie i może wcale nie będę taka samotna tego wieczora. – A gdzie twój rycerz?
- Nie jestem niczyją randką, więc nie czekam na żadnego rycerza. A jeśli chodzi o Niko, to nie mam pojęcia gdzie się podziewa, ale jeśli chce być punktualny do bólu: zostało mu trzydzieści pięć sekund.
Nie byłam zaskoczona, kiedy czas płynął, a Bułgar się nie zjawiał. Zośka już od dobrych dwudziestu minut lawirowała między zebranymi w Cube i co pięć sekund wysyłała kolejne smsy opisujące zalety miejsca, w którym się znalazła. Najczęściej wspominała o tych wysokich, przystojnych oraz wysportowanych. Jeśli miała w planach upolować sobie jakiegoś, to ja byłam tą, która powinna sprowadzić ją na ziemię.
- Szczęśliwi czasu nie liczą, ale ty chyba gdzieś musiałeś zgubić swój zegarek – tymi oto słowami powitałam Bułgara, jednocześnie wspinając się jeszcze trochę na palce, by ucałować go w policzek. W tłumie nastolatek przed klubem dało się usłyszeć jęk zawodu oraz pojedyncze prychnięcia. Uniosłam brew w niemym pytaniu, które Nikolay zbył obojętnym machnięciem ręką.
Już na samym wejściu w dłonie wciśnięto nam po kieliszku szampana. Wnętrze klubu było zaskakująco przyjemne. W prawdzie czerń była dominującym kolorem, ale umiejętne połączenie z błękitem sprawiało, że potencjalny klubowicz miał ochotę zostać nieco dłużej niż pierwotnie sobie zaplanował. Jedna z hostess wskazała nam przejście do VIP roomu, gdzie zgromadziła się już większość Resoviaków. Nie byłam również zaskoczona obecnością Zośki, która wesoło plotkowała z jednym z siatkarzy.
Jak przystało na dobrze wychowanego siatkarza, Niko przedstawił mnie wszystkim kolegom oraz ich współtowarzyszkom. Większości imion nie zapamiętałam, ale liczyły się chęci oraz szczery uśmiech. Na samym końcu podeszliśmy do Paula Lotmana – drugoplanowego bohatera dzisiejszego wieczora. Całe szczęście to nie mi w udziale przypadło składanie życzeń, bo skończyłoby się na oklepanej formułce.
- Czy mógłbyś załatwić mi jakiegoś drinka? – Zapytałam, gdy wszelkie formalności mieliśmy już za sobą, a w zasięgu mojego wzroku pojawiła się Zośka. – Ja muszę z kimś porozmawiać.


Tego wieczora miałam bawić się, jak jeszcze nigdy dotąd. Po niezbyt owocnej rozmowie ze wstawioną Zosią doszłam do wniosku, że przecież nie mogę wiecznie martwić się o innych. Byłam w towarzystwie przystojnego faceta, a jego znajomi chyba mnie zaakceptowali. Kątem oka tylko obserwowałam przyjaciółkę wieszającą się na ramieniu Niemca. Mogłam już tylko modlić się o to, by nie zrobiła niczego głupiego.

13 lutego 2015

Rozdział 2

Nie miałam pojęcia w co powinnam włożyć ręce. Dwóch pracowników nie stawiło się dzisiaj na swoją zmianę, a do tego chyba pół Polski zjechało się na pierwszy mecz sezonu ligowego w Rzeszowie. Lokal praktycznie pękał w szwach. Ze świecą by szukać jakiegoś wolnego stolika w klimatyzowanym pomieszczeniu, a i w ogródku już niewiele ich pozostało. Wszyscy uwijali się jak mogli, ale nie jesteśmy cudotwórcami! Zadzwoniłam po wsparcie, ale przed ich przybyciem musiałam radzić sobie zarządzaniem w pojedynkę.
Trudno powiedzieć ile skarg ze strony gości wysłuchałam, a także ile kanapek zrobiłam. Sto, może dwieście? Bez znaczenia. Grunt, że o godzinie siedemnastej w dalszym ciągu nie mogłam opuścić stanowiska pracy, a przecież za pół godziny rozpoczynał się mecz. Nikolay miał nadzieję, że się na nim pojawię. Chociaż rozmawialiśmy dopiero od tygodnia czułam, iż chyba jednak nie chcę go zawieść. Znalazłam krótką chwilę na napisanie smsa, ale nie dostałam odpowiedzi. Z całą pewnością Bułgar myślami był przy meczu, a może już nawet rozgrzewał się na boisku. Nie mogłam czuć się winna. Miałam przecież ważniejsze sprawy na głowie. Nie mówiąc o kierowniku, który przy takim ruchu z całą pewnością nigdzie by mnie wcześniej nie puścił.
W dziesiątej godzinie pracy nie czułam już nóg. Nawet pięć minut w biurze przynosiło ukojenie i dodawało sił do dalszej pracy. A później znów to samo. Ktoś się poparzył, skaleczył, kanapka nie taka. Bez końca. Wreszcie straciłam poczucie czasu.
- Lilka, dobra robota – odezwał się kierownik, klepiąc mnie po plecach. – Całkiem dobrze sobie poradziłaś.
- Dzięki. – Uśmiechnęłam się szczerze. – Jeśli coś jeszcze trzeba pomóc, to zostanę.
Prawie podskoczyłam z radości, kiedy kierownik wręcz nakazał mi pójście do domu. Było już dawno po osiemnastej, więc nie widziałam większego sensu w wyprawie na rzeszowskie Podpromie, chociaż to zaledwie rzut beretem od mojego miejsca pracy. Padałam z nóg, a autobus akurat podjechał…

Skuliłam się na schodach w nadziei, że nikt nie zwróci na mnie uwagi. Październikowe wieczory nie należały już do najcieplejszych, a moja bluza stanowiła raczej marną osłonę przed wiatrem. Wsłuchiwałam się w krzyki kibiców. Wyglądało na to, że Resovia wygrała to spotkanie, a teraz wszyscy szli świętować. Nie mieszałam się z tym tłumem. Udało mi się jakimś cudem wytropić drzwi prowadzące na zaplecze hali. W domyśle tam właśnie powinny znajdować się szatnie zawodników, więc tymi drzwiami Resoviacy powinni wychodzić.
Po pół godzinie zaczęłam nerwowo zerkać na telefon. Niko nie odpisał na moją wiadomość, ani nie zadzwonił. Właściwie nie miał nawet takiego obowiązku. Byłam dla niego tylko koleżanką, z którą dobrze się rozmawiało. Z grzeczności zaprosił mnie na mecz. Nic więcej.
A jednak gdzieś tam w głębi zaczynało boleć, że znaczę dla niego aż tak niewiele.
Pogrążona we własnych myślach nie zauważyłam kiedy pierwsi zawodnicy zaczęli opuszczać budynek. Dopiero głośny śmiech przywrócił mnie do rzeczywistości. Może dlatego, że należał właśnie do Bułgara? Lubiłam, kiedy śmiał się tak beztrosko.
Z trudem podniosłam się z miejsca. Jednak ciężka praca nie popłaca.
- Niko, hej.
Chłopak odwrócił się w moją stronę. Za jego przykładem poszło kilku innych siatkarzy, których nie miałam przyjemności poznać. Skoro po obu stronach zapadło milczenie, postanowiłam je przerwać. Przecież nie przyszłam tutaj tylko po to by się na nich pogapić.
- Przepraszam, że nie przyszłam na mecz. Mieliśmy dzisiaj w pracy niezły kocioł i…
- Lila, nie musisz mi się tłumaczyć – odpowiedział chłodno. – Do zobaczenia.
I tyle? Siedziałam na tych schodach tyle czasu by dowiedzieć się, że wcale nie muszę mu się tłumaczyć? Zdecydowanie nie tego spodziewałam się po Bułgarze. Cóż, przynajmniej poznałam jego inną stronę. Do tej pory we własnym towarzystwie tylko żartowaliśmy, stwarzaliśmy pozory osób bez problemów. Ja sama mam ich miliony, jeśli nie miliardy. Nie mogłam spodziewać się po nim, że jest chodzącym ideałem.
Zarzuciłam torbę na ramię. Dobrze wiem, że jak gdzieś mnie nie chcą, to nie powinnam zbytnio się narzucać. W drodze na przystanek autobusowy miałam nadzieję, iż trafi mi się jeszcze jakiś transport do domu.
Nie mam pojęcia kiedy zaczęłam ocierać pierwsze łzy. Jak kretynka spoglądałam na swoją komórkę w nadziei, że dostanę jakąś wiadomość z wyjaśnieniem. Wystarczyłoby głupie przepraszam. Z kieszeni bluzy wydobyłam ostatnią chusteczkę. Chyba tylko ja mogłam tak po prostu uwierzyć, że los się odmienił.
Zauroczył mnie facet, którego poznałam przed siedmioma dniami! Gdyby nie instynkt przetrwania, pewnie już po drugim spotkaniu opowiedziałabym o swoich tragicznych przeżyciach i wyszłabym na jeszcze większą idiotkę niż przed chwilą. Nikt nie chce spotykać się z histeryczkami, które utraciły wiarę w swoją dobrą samoocenę. Nikt nie chce niańczyć dziewczyny po przejściach, bo ta najpewniej już nigdy nikomu nie zaufa. Nikt…
Przeniosłam spojrzenie z własnych trampek na czarne, sportowe Audi, które zatrzymało się w zatoczce autobusowej. Kierowca szybkim ruchem ręki zaprosił mnie do środka. Pokręciłam przecząco głową rozpoznając w nim kolegę z drużyny Niko. Co jak co, ale siatkarzy miałam na ten jeden wieczór dość.
- No wsiadaj, nic ci nie zrobię. – Parsknęłam cicho. Pewnie. Tamten też się wydawał w porządku. – Lilka, nie będę się dwa razy powtarzać. Wsiadaj, albo zaciągnę cię siłą.
Trudno mi było w to uwierzyć, ale testować też nie chciałam. Mruknęłam pod nosem adres i wlepiłam wzrok w krajobraz za oknem w nadziei, że nie będziemy rozmawiać.
- Niko nie miał nic złego na myśli – i się zaczęło. – Może jest z niego taki trochę typowy facet, ma ciężki charakter, ale w głębi duszy to ciągle nastolatek. Przez ostatnie siedem dni mówił tylko o tobie. A tak przynajmniej mi się wydaje, bo żadna inna blondyna raczej by mu w głowie nie zawróciła. Wiesz, nie jesteś w jego typie jakoś szczególnie.
- Dzięki…
- Krzysiek.
- Dzięki Krzyśku za pocieszenie.
Mężczyzna wymamrotał kilka niezrozumiałych dla mnie słów i zamilkł na ładnych kilka minut.
- Chodzi mi o to, że musisz być wyjątkowa, skoro mimo wszystko właśnie ciebie zaprosił na ten mecz. Cieszył się jak głupi, że ciebie dzisiaj zobaczy, a ty nie przyszłaś. Pewnie miałaś jakieś ważniejsze sprawy na głowie. Nie wnikam. Po prostu daj mu teraz czas. Z tego co wiem chłopak przeszedł już swoje w życiu. Chodzącym ideałem nie jest, ale nie skreślaj go od razu. Ja nie mówię, że zaraz macie ze sobą stworzyć idealną parę. Ja to bym tobie nawet odradzał, bo siatkarz to trudny materiał na faceta – dodał konspiracyjnym szeptem. – Ale materiał na przyjaciela z niego niezły.
Zatrzymaliśmy się pod spożywczym na moim osiedlu. Stąd miałam jeszcze pięć minut marszu do domu, ale lepsze to niż czekać na autobus pod Podpromiem. Chciałam na odchodne rzucić Krzyśkowi tekstem w stylu: faceci zawsze będą siebie usprawiedliwiać, ale tylko ugryzłam się w język i opuściłam przyjemnie ciepłe wnętrze samochodu.
Wiedziałam. Wiedziałam, że tak będzie! Jak tylko wyszłam na swoją wymarzoną, prostą, nieskomplikowaną niczym drogę, to zaraz znalazł się ten, który wszystko skomplikował. Z jednej strony chciałam usunąć jego numer z pamięci. Z drugiej jednak każdy zasługuje na kolejną szansę. Jakby nie patrzeć mogłam nie zostawać w pracy po godzinach i… Wróć Krajewska! Nie możesz doszukiwać się winy tylko i wyłącznie we własnym postępowaniu. Bułgar nie zachował się w porządku. To on jest odpowiedzialny za moje łzy, chociaż nie powinnam tak łatwo dać się sprowokować. Teraz lepiej.
Nie miałam siły na wieczorny prysznic. Torbę rzuciłam razem z kluczami od mieszkania na podłogę, z lodówki wyciągnęłam jogurt i owinięta kocem zasiadłam przed telewizorem. Film Władca Pierścieni: Dwie Wieże nawet komponował się z wizją mojego wieczoru. Wyłączyłam umysł. Przed moimi oczami pojawiały się tylko obrazy. Każdą część Władcy widziałam już setki razy.
Znów byłam sama w tym wielkim mieszkaniu. Tęskniłam za moją przyjaciółką, która od dobrych trzech miesięcy mieszkała ze swoim narzeczonym w Krakowie. Ruszyli do wielkiego miasta w poszukiwaniu lepszego życia. Skoro póki co nie dawała znaku życia, to pewnie nie wiodło im się najgorzej. Co jakiś czas wysyłała mi krótkie informacje dotyczące zbliżającego się ślubu.
Podciągnęłam kolana pod samą brodę. Może powinnam znaleźć sobie coś mniejszego? Kawalerka w zupełności by wystarczyła. Nie można być przez całe życie przywiązanym do jednego miejsca. Nawet jeśli jest to trzypokojowe mieszkanie z ogromnym tarasem i widokiem na Rzeszów. Powinnam zakomunikować rodzicom, że mój związek już dawno się rozsypał. Nie będzie wielkiej rodziny z gromadką maluchów. Przynajmniej jeszcze nie teraz.

Zasnęłam wtulona w poduszkę. Ostatnim, co mój umysł zdołał zarejestrować, były wibracje w telefonie. Wyglądało na to, że ktoś próbował się ze mną skontaktować, ale nie miałam siły, by ruszyć się z miejsca. Z zamkniętymi oczami odnalazłam pilota i wyłączyłam telewizor.

Ta noc znów nie należała do spokojnych.
__________________________________
Krótko, zwięźle i na temat.
Dziękuję za komentarze :*