26 lutego 2015

Rozdział 3

Siedziałam wyprostowana, beznamiętnie wpatrzona w kubek, w którym kiedyś znajdowała się kawa. Moje życie stało się zbyt monotonne. Poranna kawa, praca, dom. I tak w kółko. Teraz natomiast miałam kilka dni wolnego oraz zero pomysłu, jak ten czas wykorzystać. Powinnam odwiedzić stajnię, ale co poza tym? Nie było w Rzeszowie już znajomych, z którymi chciałabym spędzić wieczór. Wszyscy rozjechali się do innych miast lub po prostu wrócili do domu. Przeglądanie stron internetowych znudziło mi się już po dziesięciu minutach.
Monotonną ciszę w mieszkaniu przerwał dzwonek do drzwi. Zdecydowanie nie spodziewałam się gości, ani tym bardziej listonosza. Blond włosy dość szybko ogarnęłam w niedbały kok, a dłonią starłam resztki snu z twarzy. Mówią, że przezorny zawsze ubezpieczony, więc zerknęłam przez wizjer kogo tam niesie. Westchnęłam cicho, opierając czoło o drzwi. Coś głęboko we mnie krzyczało, że nie powinnam otwierać. Lepiej zakończyć ten rozdział zanim na dobre się rozpoczął. Ale czy ja kiedyś posłuchałam głosu rozsądku?
- Cześć – miałam nadzieję, że zabrzmiało to odpowiednio obojętnie.
- Nie odzywałaś się, więc pomyślałem… - urwał. - Przepraszam.
- Oj Niko, wchodź do środka.
Nie mogłam mu pozwolić przecież by stał na korytarzu z miną zbitego psa. Jako, że moja lodówka praktycznie świeciła pustkami, zaproponować mogłam jedynie pizzę na dowóz. Odmówił grzecznie, dosiadając się do mojego pustego kubka. Sumienie go gryzło, a moja silna wola mogła za krótką chwilę okazać się nie taka zaraz silna.
- Przepraszam Lilka, no. Byłem zły. Przez cały mecz zastanawiałem się tylko nad tym, co mogło się tobie stać.
- Znałeś mnie od tygodnia…
- A jakie to ma znaczenie? – Zapytał tak szczerze, że aż dziwne. – Napisałaś mi wiadomość, ale odczytałem ją dopiero po meczu, a do tego czasu…
Machnęłam ręką na znak by przestał mówić. To wszystko działo się za szybko nawet jak dla mnie. Po pierwsze: nikogo nie szukałam, chociaż moje myśli czasem mogły temu przeczyć. Po drugie: Nikolay był przesympatycznym facetem, ale Krzysiek miał trochę racji. Raczej średni z niego kandydat na faceta. MOJEGO faceta. Po trzecie: po co się przywiązywać do kogoś, kto pewnie pozna mnie bliżej i zniknie? Z drugiej strony, przecież nie mogłam być sama do końca życia.
Podniosłam się z krzesła, by wstawić kolejną porcję wody na kawę. Z szafki wygrzebałam ostatnią paczkę ciasteczek. Przecież nie mogłam pozwolić na to by mój gość poczuł się niemile widziany. W prawdzie powinnam wystawić go za drzwi, ale przecież przyszedł przeprosić, a ja nie byłam w nastroju do choćby najmniejszej kłótni.
- Pójdziesz dzisiaj ze mną na urodziny Paula?
A kim, do cholery, jest Paul?
- Chyba nie jestem w nastroju – odpowiedziałam. Nawet przekonująco. – Do tego jutro powinnam stawić się z rana w pracy.
Kolejna porcja kłamstw, ale przecież Nikolay nie mógł być na tyle zdesperowany, by dzwonić i sprawdzać mój grafik. Do tego obowiązuje ustawa o ochronie danych osobowych, więc z mojej restauracji wyszedłby zapewne z niczym. Nie da się jednak zaprzeczyć, iż nie czułam się najlepiej z tym oszukiwaniem. Nikolay chciał przecież dobrze. Przyszedł, przeprosił, a nawet wyszedł z jakąś inicjatywą. Do tej pory we wszystkich damsko-męskich relacjach to raczej ja byłam tą, która musiała się kajać.
- Wiem, że jutro masz wolne. Pojutrze również – oznajmił po chwili Bułgar z obezwładniającym uśmiechem. – Te twoje koleżanki z pracy to dosyć rozmowne są.
Czarodziej! Jak babcię kocham, to ten typ, który zawsze dostanie to, co chce. Wystarczy pokazać białe ząbki, zrobić oczy kota ze Shreka oraz powiedzieć coś łamaną polszczyzną i proszę. Mruknęłam więc pod nosem o ponownej lekcji na temat udostępniania poufnych danych osobowych, czego Nikolay już nie odważył się skomentować.
- Gdzie i o której? – Zapytałam z rezygnacją, zalewając kawę wrzątkiem. – W co mam się ubrać?
- Nawet w dresie będzie idealnie. Idziemy o dwudziestej do tego nowego klubu przy Podpromiu. Nazwy nie pamiętam, ale mogę po ciebie wpaść.
Z tego co zdążyłam się zorientować, Penchev mieszkał na drugim końcu Rzeszowa, więc jego podróże w tę i z powrotem nie miały najmniejszego sensu. Zasugerowałam, że powinniśmy spotkać się przed wejściem do klubu. Oczywiście spotkało się to ze sprzeciwem, bo dama nie powinna sama późną porą włóczyć się po mieście. Ale żadna ze mnie dama, a o godzinie dwudziestej w Rzeszowie nie jest wcale tak niebezpiecznie, jak to przedstawiał. Poza tym nie mógł być wygranym tego wieczora. Skoro już zgodziłam się pójść na tą imprezę, to powinnam móc dotrzeć na nią w sposób, jaki sama uważałam za odpowiedni.
- A z tym dresem, to żartowałem – odezwał się Pan Oczywisty, zbierając się do wyjścia. – Dobrze wiem, że masz w szafie jakąś kieckę.
Czy on na poważnie zaczął się obawiać, że przyjdę w tym wytartym dresie? Krępuję się w nim wyjść wyrzucić śmieci.
Moją wielką szafę otworzyłam na oścież, by mieć lepszy widok na jej zawartość. Chyba powinnam zabrać się wreszcie za porządki. Większości z tych ciuchów nie miałam na sobie od ładnych kilku miesięcy. Skoro jednak miałam dwie godziny na doprowadzenie się do jako-takiego stanu, zostałam zmuszona do porzucenia tego ambitnego planu. Sukienka na ten wieczór miała być zwykła. Najlepiej czarna. Taką też znalazłam na jednym z ostatnich wieszaków, które przeglądałam. Do tego równie czarne koturny i zakolanówki. To nie mogło wyglądać źle.
Muzykę w głośnikach podkręciłam praktycznie do oporu. Nie lubiłam na co dzień bawić się w robienie kresek na powiekach oraz nakładanie nieco większej ilości podkładu na policzki, ale te urodziny wymagały chyba specjalnego podejścia. Brałam się właśnie za eyeliner, kiedy w lustrze dostrzegłam ledwie zauważalny ruch. Zamarłam. Czy to możliwe, że zapomniałam zamknąć za Niko drzwi? Właściwie do mojego pasma nieszczęść chyba brakowało tylko napaści oraz włamania. Można też wszystko załatwić za jednym razem.
- Lilka! Wróciłam!
- Zośka, czy ja mam przez ciebie zawału dostać? – Warknęłam na przyjaciółkę, która rzucała właśnie swoje torby na podłogę w salonie. – Jak to: wróciłaś?
- Oficjalnie nie mam już faceta, a Kraków to nie miasto dla mnie. Wolę mały, ale kochany Rzeszów.
Jeśli Zośka nie ma ochoty rozwinąć tematu, to lepiej nie drążyć. Tego przynajmniej nauczyłam się w ciągu ostatnich trzech lat. Równie dobrze mogłam zadzwonić do Pawła i zapytać, co tak właściwie się stało, ale to nie była odpowiednia pora na tego typu podchody.
- Liluś moja kochana, czy ty wybierasz się na randkę? - Nic nie umknie bystrej Zosi. – Kto to? Porządny? Nie w stylu tego twojego Jakuba?
Pokręciłam głową z politowaniem i streściłam w telegraficznym skrócie moje przygody z ostatnich kilku tygodni. Dodałam również, iż nie jest to żadna randka, a urodziny jednego z zawodników rzeszowskiego klubu na co przyjaciółka natychmiast poderwała się na równe nogi, by rzucić się na poszukiwanie kreacji dla siebie. Skoro już wróciła do Rzeszowa, to przecież nie mogła pozwolić bym sama prowadzała się po jakichś klubach. A już w szczególności tych nowo otwartych.

Tego wieczora w klubie odbywały się nie tylko urodziny jednego z zawodników Resovii. Nikolay zapomniał wspomnieć o rzeszowskiej inauguracji sezonu. Przed wejściem zgromadziły się tłumy kibiców (kibicek – jeśli wdawać się w szczegóły). Każdy miał nadzieję na całonocną zabawę z ulubionymi zawodnikami. Z moich informacji wynikało, że sezon ligowy rozpoczął się już przed miesiącem, więc nie pojmowałam idei urządzania takiej imprezy właśnie teraz. Przyszłam na zaproszenie specjalne. Po co przejmować się innymi drobiazgami?
- Cześć randko Nikolaya – Krzysiek przywitał się ze mną radośnie, a następnie przedstawił swoją żonę. Iwona zrobiła bardzo dobre pierwsze wrażenie i może wcale nie będę taka samotna tego wieczora. – A gdzie twój rycerz?
- Nie jestem niczyją randką, więc nie czekam na żadnego rycerza. A jeśli chodzi o Niko, to nie mam pojęcia gdzie się podziewa, ale jeśli chce być punktualny do bólu: zostało mu trzydzieści pięć sekund.
Nie byłam zaskoczona, kiedy czas płynął, a Bułgar się nie zjawiał. Zośka już od dobrych dwudziestu minut lawirowała między zebranymi w Cube i co pięć sekund wysyłała kolejne smsy opisujące zalety miejsca, w którym się znalazła. Najczęściej wspominała o tych wysokich, przystojnych oraz wysportowanych. Jeśli miała w planach upolować sobie jakiegoś, to ja byłam tą, która powinna sprowadzić ją na ziemię.
- Szczęśliwi czasu nie liczą, ale ty chyba gdzieś musiałeś zgubić swój zegarek – tymi oto słowami powitałam Bułgara, jednocześnie wspinając się jeszcze trochę na palce, by ucałować go w policzek. W tłumie nastolatek przed klubem dało się usłyszeć jęk zawodu oraz pojedyncze prychnięcia. Uniosłam brew w niemym pytaniu, które Nikolay zbył obojętnym machnięciem ręką.
Już na samym wejściu w dłonie wciśnięto nam po kieliszku szampana. Wnętrze klubu było zaskakująco przyjemne. W prawdzie czerń była dominującym kolorem, ale umiejętne połączenie z błękitem sprawiało, że potencjalny klubowicz miał ochotę zostać nieco dłużej niż pierwotnie sobie zaplanował. Jedna z hostess wskazała nam przejście do VIP roomu, gdzie zgromadziła się już większość Resoviaków. Nie byłam również zaskoczona obecnością Zośki, która wesoło plotkowała z jednym z siatkarzy.
Jak przystało na dobrze wychowanego siatkarza, Niko przedstawił mnie wszystkim kolegom oraz ich współtowarzyszkom. Większości imion nie zapamiętałam, ale liczyły się chęci oraz szczery uśmiech. Na samym końcu podeszliśmy do Paula Lotmana – drugoplanowego bohatera dzisiejszego wieczora. Całe szczęście to nie mi w udziale przypadło składanie życzeń, bo skończyłoby się na oklepanej formułce.
- Czy mógłbyś załatwić mi jakiegoś drinka? – Zapytałam, gdy wszelkie formalności mieliśmy już za sobą, a w zasięgu mojego wzroku pojawiła się Zośka. – Ja muszę z kimś porozmawiać.


Tego wieczora miałam bawić się, jak jeszcze nigdy dotąd. Po niezbyt owocnej rozmowie ze wstawioną Zosią doszłam do wniosku, że przecież nie mogę wiecznie martwić się o innych. Byłam w towarzystwie przystojnego faceta, a jego znajomi chyba mnie zaakceptowali. Kątem oka tylko obserwowałam przyjaciółkę wieszającą się na ramieniu Niemca. Mogłam już tylko modlić się o to, by nie zrobiła niczego głupiego.

3 komentarze:

  1. Coś czuję, że
    Zośka zrobi coś głupiego... Ale nie mam pewności, bo nie wiem czemu się
    wyprowadziła iii teraz jest w Rzeszowie.. Chyba coś baaardzo
    nieciekawego... :/
    Nico zachował się trochę chamsko, ale przeprosił, więc pewnie
    postąpiłabym, jak Lilka - dała mu drugą szansę i poszła zaszalec :D

    Pozdrawiam!
    walczycomilosc.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam do mnie na kolejny rozdział :) walczycomilosc.blogspot.com

      Usuń
  2. Trafiłam na bloga przypadkowo, ale historia i Twój styl pisania bardzo mi się spodobał!
    Pozdrawiam i czekam na kolejną część!
    http://pelniawyobrazni.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń