Nie miałam pojęcia w co powinnam
włożyć ręce. Dwóch pracowników nie stawiło się dzisiaj na swoją zmianę, a do
tego chyba pół Polski zjechało się na pierwszy mecz sezonu ligowego w Rzeszowie.
Lokal praktycznie pękał w szwach. Ze świecą by szukać jakiegoś wolnego stolika
w klimatyzowanym pomieszczeniu, a i w ogródku już niewiele ich pozostało.
Wszyscy uwijali się jak mogli, ale nie jesteśmy cudotwórcami! Zadzwoniłam po
wsparcie, ale przed ich przybyciem musiałam radzić sobie zarządzaniem w
pojedynkę.
Trudno powiedzieć ile skarg ze strony
gości wysłuchałam, a także ile kanapek zrobiłam. Sto, może dwieście? Bez
znaczenia. Grunt, że o godzinie siedemnastej w dalszym ciągu nie mogłam opuścić
stanowiska pracy, a przecież za pół godziny rozpoczynał się mecz. Nikolay miał
nadzieję, że się na nim pojawię. Chociaż rozmawialiśmy dopiero od tygodnia
czułam, iż chyba jednak nie chcę go zawieść. Znalazłam krótką chwilę na
napisanie smsa, ale nie dostałam odpowiedzi. Z całą pewnością Bułgar myślami
był przy meczu, a może już nawet rozgrzewał się na boisku. Nie mogłam czuć się
winna. Miałam przecież ważniejsze sprawy na głowie. Nie mówiąc o kierowniku,
który przy takim ruchu z całą pewnością nigdzie by mnie wcześniej nie puścił.
W dziesiątej godzinie pracy nie czułam
już nóg. Nawet pięć minut w biurze przynosiło ukojenie i dodawało sił do
dalszej pracy. A później znów to samo. Ktoś się poparzył, skaleczył, kanapka
nie taka. Bez końca. Wreszcie straciłam poczucie czasu.
- Lilka, dobra robota – odezwał się
kierownik, klepiąc mnie po plecach. – Całkiem dobrze sobie poradziłaś.
- Dzięki. – Uśmiechnęłam się szczerze.
– Jeśli coś jeszcze trzeba pomóc, to zostanę.
Prawie podskoczyłam z radości, kiedy
kierownik wręcz nakazał mi pójście do domu. Było już dawno po osiemnastej, więc
nie widziałam większego sensu w wyprawie na rzeszowskie Podpromie, chociaż to
zaledwie rzut beretem od mojego miejsca pracy. Padałam z nóg, a autobus akurat
podjechał…
Skuliłam się na schodach w nadziei, że
nikt nie zwróci na mnie uwagi. Październikowe wieczory nie należały już do
najcieplejszych, a moja bluza stanowiła raczej marną osłonę przed wiatrem.
Wsłuchiwałam się w krzyki kibiców. Wyglądało na to, że Resovia wygrała to
spotkanie, a teraz wszyscy szli świętować. Nie mieszałam się z tym tłumem.
Udało mi się jakimś cudem wytropić drzwi prowadzące na zaplecze hali. W domyśle
tam właśnie powinny znajdować się szatnie zawodników, więc tymi drzwiami
Resoviacy powinni wychodzić.
Po pół godzinie zaczęłam nerwowo
zerkać na telefon. Niko nie odpisał na moją wiadomość, ani nie zadzwonił.
Właściwie nie miał nawet takiego obowiązku. Byłam dla niego tylko koleżanką, z
którą dobrze się rozmawiało. Z grzeczności zaprosił mnie na mecz. Nic więcej.
A jednak gdzieś tam w głębi zaczynało
boleć, że znaczę dla niego aż tak niewiele.
Pogrążona we własnych myślach nie
zauważyłam kiedy pierwsi zawodnicy zaczęli opuszczać budynek. Dopiero głośny
śmiech przywrócił mnie do rzeczywistości. Może dlatego, że należał właśnie do
Bułgara? Lubiłam, kiedy śmiał się tak beztrosko.
Z trudem podniosłam się z miejsca.
Jednak ciężka praca nie popłaca.
- Niko, hej.
Chłopak odwrócił się w moją stronę. Za
jego przykładem poszło kilku innych siatkarzy, których nie miałam przyjemności poznać.
Skoro po obu stronach zapadło milczenie, postanowiłam je przerwać. Przecież nie
przyszłam tutaj tylko po to by się na nich pogapić.
- Przepraszam, że nie przyszłam na
mecz. Mieliśmy dzisiaj w pracy niezły kocioł i…
- Lila, nie musisz mi się tłumaczyć –
odpowiedział chłodno. – Do zobaczenia.
I tyle? Siedziałam na tych schodach
tyle czasu by dowiedzieć się, że wcale nie muszę mu się tłumaczyć? Zdecydowanie
nie tego spodziewałam się po Bułgarze. Cóż, przynajmniej poznałam jego inną
stronę. Do tej pory we własnym towarzystwie tylko żartowaliśmy, stwarzaliśmy
pozory osób bez problemów. Ja sama mam ich miliony, jeśli nie miliardy. Nie
mogłam spodziewać się po nim, że jest chodzącym ideałem.
Zarzuciłam torbę na ramię. Dobrze
wiem, że jak gdzieś mnie nie chcą, to nie powinnam zbytnio się narzucać. W
drodze na przystanek autobusowy miałam nadzieję, iż trafi mi się jeszcze jakiś
transport do domu.
Nie mam pojęcia kiedy zaczęłam ocierać
pierwsze łzy. Jak kretynka spoglądałam na swoją komórkę w nadziei, że dostanę
jakąś wiadomość z wyjaśnieniem. Wystarczyłoby głupie przepraszam. Z kieszeni bluzy wydobyłam ostatnią chusteczkę. Chyba
tylko ja mogłam tak po prostu uwierzyć, że los się odmienił.
Zauroczył mnie facet, którego poznałam
przed siedmioma dniami! Gdyby nie instynkt przetrwania, pewnie już po drugim
spotkaniu opowiedziałabym o swoich tragicznych przeżyciach i wyszłabym na
jeszcze większą idiotkę niż przed chwilą. Nikt nie chce spotykać się z
histeryczkami, które utraciły wiarę w swoją dobrą samoocenę. Nikt nie chce
niańczyć dziewczyny po przejściach, bo ta najpewniej już nigdy nikomu nie
zaufa. Nikt…
Przeniosłam spojrzenie z własnych
trampek na czarne, sportowe Audi, które zatrzymało się w zatoczce autobusowej.
Kierowca szybkim ruchem ręki zaprosił mnie do środka. Pokręciłam przecząco
głową rozpoznając w nim kolegę z drużyny Niko. Co jak co, ale siatkarzy miałam
na ten jeden wieczór dość.
- No wsiadaj, nic ci nie zrobię. –
Parsknęłam cicho. Pewnie. Tamten też się wydawał w porządku. – Lilka, nie będę
się dwa razy powtarzać. Wsiadaj, albo zaciągnę cię siłą.
Trudno mi było w to uwierzyć, ale
testować też nie chciałam. Mruknęłam pod nosem adres i wlepiłam wzrok w
krajobraz za oknem w nadziei, że nie będziemy rozmawiać.
- Niko nie miał nic złego na myśli – i
się zaczęło. – Może jest z niego taki trochę typowy facet, ma ciężki charakter,
ale w głębi duszy to ciągle nastolatek. Przez ostatnie siedem dni mówił tylko o
tobie. A tak przynajmniej mi się wydaje, bo żadna inna blondyna raczej by mu w
głowie nie zawróciła. Wiesz, nie jesteś w jego typie jakoś szczególnie.
- Dzięki…
- Krzysiek.
- Dzięki Krzyśku za pocieszenie.
Mężczyzna wymamrotał kilka
niezrozumiałych dla mnie słów i zamilkł na ładnych kilka minut.
- Chodzi mi o to, że musisz być
wyjątkowa, skoro mimo wszystko właśnie ciebie zaprosił na ten mecz. Cieszył się
jak głupi, że ciebie dzisiaj zobaczy, a ty nie przyszłaś. Pewnie miałaś jakieś
ważniejsze sprawy na głowie. Nie wnikam. Po prostu daj mu teraz czas. Z tego co
wiem chłopak przeszedł już swoje w życiu. Chodzącym ideałem nie jest, ale nie
skreślaj go od razu. Ja nie mówię, że zaraz macie ze sobą stworzyć idealną
parę. Ja to bym tobie nawet odradzał, bo siatkarz to trudny materiał na faceta
– dodał konspiracyjnym szeptem. – Ale materiał na przyjaciela z niego niezły.
Zatrzymaliśmy się pod spożywczym na
moim osiedlu. Stąd miałam jeszcze pięć minut marszu do domu, ale lepsze to niż
czekać na autobus pod Podpromiem. Chciałam na odchodne rzucić Krzyśkowi tekstem
w stylu: faceci zawsze będą siebie
usprawiedliwiać, ale tylko ugryzłam się w język i opuściłam przyjemnie
ciepłe wnętrze samochodu.
Wiedziałam. Wiedziałam, że tak będzie!
Jak tylko wyszłam na swoją wymarzoną, prostą, nieskomplikowaną niczym drogę, to
zaraz znalazł się ten, który wszystko skomplikował. Z jednej strony chciałam
usunąć jego numer z pamięci. Z drugiej jednak każdy zasługuje na kolejną
szansę. Jakby nie patrzeć mogłam nie zostawać w pracy po godzinach i… Wróć Krajewska! Nie możesz doszukiwać
się winy tylko i wyłącznie we własnym postępowaniu. Bułgar nie zachował się w
porządku. To on jest odpowiedzialny za moje łzy, chociaż nie powinnam tak łatwo
dać się sprowokować. Teraz lepiej.
Nie miałam siły na wieczorny prysznic.
Torbę rzuciłam razem z kluczami od mieszkania na podłogę, z lodówki wyciągnęłam
jogurt i owinięta kocem zasiadłam przed telewizorem. Film Władca Pierścieni: Dwie Wieże nawet komponował się z wizją mojego
wieczoru. Wyłączyłam umysł. Przed moimi oczami pojawiały się tylko obrazy.
Każdą część Władcy widziałam już
setki razy.
Znów byłam sama w tym wielkim
mieszkaniu. Tęskniłam za moją przyjaciółką, która od dobrych trzech miesięcy
mieszkała ze swoim narzeczonym w Krakowie. Ruszyli do wielkiego miasta w
poszukiwaniu lepszego życia. Skoro póki co nie dawała znaku życia, to pewnie
nie wiodło im się najgorzej. Co jakiś czas wysyłała mi krótkie informacje
dotyczące zbliżającego się ślubu.
Podciągnęłam kolana pod samą brodę.
Może powinnam znaleźć sobie coś mniejszego? Kawalerka w zupełności by
wystarczyła. Nie można być przez całe życie przywiązanym do jednego miejsca.
Nawet jeśli jest to trzypokojowe mieszkanie z ogromnym tarasem i widokiem na
Rzeszów. Powinnam zakomunikować rodzicom, że mój związek już dawno się
rozsypał. Nie będzie wielkiej rodziny z gromadką maluchów. Przynajmniej jeszcze
nie teraz.
Zasnęłam wtulona w poduszkę. Ostatnim,
co mój umysł zdołał zarejestrować, były wibracje w telefonie. Wyglądało na to,
że ktoś próbował się ze mną skontaktować, ale nie miałam siły, by ruszyć się z
miejsca. Z zamkniętymi oczami odnalazłam pilota i wyłączyłam telewizor.
Ta noc znów nie należała do
spokojnych.
__________________________________
Krótko, zwięźle i na temat.
Dziękuję za komentarze :*
Nie takiego zachowania spodziewałam się po Niko. Żadna wymówka go nie usprawiedliwia, jeżeli Lilka płakała. :/ Jeszcze był taki oschły dla niej, tylko dlatego, że nie przyszła na mecz :/ Ugh. :/ Na miejscu Lilki nie zawracałąbym sobie nim już głowy...
OdpowiedzUsuńPrzynajmniej Krzysiek pomógł... To on punktuje u mnie, a nie Niko.
Zapraszam do mnie na http://walczycomilosc.blogspot.com/ :
Krzysiek <3! U Ciebie zawsze wychodzi taki fajny :3
OdpowiedzUsuń