13 lutego 2015

Rozdział 2

Nie miałam pojęcia w co powinnam włożyć ręce. Dwóch pracowników nie stawiło się dzisiaj na swoją zmianę, a do tego chyba pół Polski zjechało się na pierwszy mecz sezonu ligowego w Rzeszowie. Lokal praktycznie pękał w szwach. Ze świecą by szukać jakiegoś wolnego stolika w klimatyzowanym pomieszczeniu, a i w ogródku już niewiele ich pozostało. Wszyscy uwijali się jak mogli, ale nie jesteśmy cudotwórcami! Zadzwoniłam po wsparcie, ale przed ich przybyciem musiałam radzić sobie zarządzaniem w pojedynkę.
Trudno powiedzieć ile skarg ze strony gości wysłuchałam, a także ile kanapek zrobiłam. Sto, może dwieście? Bez znaczenia. Grunt, że o godzinie siedemnastej w dalszym ciągu nie mogłam opuścić stanowiska pracy, a przecież za pół godziny rozpoczynał się mecz. Nikolay miał nadzieję, że się na nim pojawię. Chociaż rozmawialiśmy dopiero od tygodnia czułam, iż chyba jednak nie chcę go zawieść. Znalazłam krótką chwilę na napisanie smsa, ale nie dostałam odpowiedzi. Z całą pewnością Bułgar myślami był przy meczu, a może już nawet rozgrzewał się na boisku. Nie mogłam czuć się winna. Miałam przecież ważniejsze sprawy na głowie. Nie mówiąc o kierowniku, który przy takim ruchu z całą pewnością nigdzie by mnie wcześniej nie puścił.
W dziesiątej godzinie pracy nie czułam już nóg. Nawet pięć minut w biurze przynosiło ukojenie i dodawało sił do dalszej pracy. A później znów to samo. Ktoś się poparzył, skaleczył, kanapka nie taka. Bez końca. Wreszcie straciłam poczucie czasu.
- Lilka, dobra robota – odezwał się kierownik, klepiąc mnie po plecach. – Całkiem dobrze sobie poradziłaś.
- Dzięki. – Uśmiechnęłam się szczerze. – Jeśli coś jeszcze trzeba pomóc, to zostanę.
Prawie podskoczyłam z radości, kiedy kierownik wręcz nakazał mi pójście do domu. Było już dawno po osiemnastej, więc nie widziałam większego sensu w wyprawie na rzeszowskie Podpromie, chociaż to zaledwie rzut beretem od mojego miejsca pracy. Padałam z nóg, a autobus akurat podjechał…

Skuliłam się na schodach w nadziei, że nikt nie zwróci na mnie uwagi. Październikowe wieczory nie należały już do najcieplejszych, a moja bluza stanowiła raczej marną osłonę przed wiatrem. Wsłuchiwałam się w krzyki kibiców. Wyglądało na to, że Resovia wygrała to spotkanie, a teraz wszyscy szli świętować. Nie mieszałam się z tym tłumem. Udało mi się jakimś cudem wytropić drzwi prowadzące na zaplecze hali. W domyśle tam właśnie powinny znajdować się szatnie zawodników, więc tymi drzwiami Resoviacy powinni wychodzić.
Po pół godzinie zaczęłam nerwowo zerkać na telefon. Niko nie odpisał na moją wiadomość, ani nie zadzwonił. Właściwie nie miał nawet takiego obowiązku. Byłam dla niego tylko koleżanką, z którą dobrze się rozmawiało. Z grzeczności zaprosił mnie na mecz. Nic więcej.
A jednak gdzieś tam w głębi zaczynało boleć, że znaczę dla niego aż tak niewiele.
Pogrążona we własnych myślach nie zauważyłam kiedy pierwsi zawodnicy zaczęli opuszczać budynek. Dopiero głośny śmiech przywrócił mnie do rzeczywistości. Może dlatego, że należał właśnie do Bułgara? Lubiłam, kiedy śmiał się tak beztrosko.
Z trudem podniosłam się z miejsca. Jednak ciężka praca nie popłaca.
- Niko, hej.
Chłopak odwrócił się w moją stronę. Za jego przykładem poszło kilku innych siatkarzy, których nie miałam przyjemności poznać. Skoro po obu stronach zapadło milczenie, postanowiłam je przerwać. Przecież nie przyszłam tutaj tylko po to by się na nich pogapić.
- Przepraszam, że nie przyszłam na mecz. Mieliśmy dzisiaj w pracy niezły kocioł i…
- Lila, nie musisz mi się tłumaczyć – odpowiedział chłodno. – Do zobaczenia.
I tyle? Siedziałam na tych schodach tyle czasu by dowiedzieć się, że wcale nie muszę mu się tłumaczyć? Zdecydowanie nie tego spodziewałam się po Bułgarze. Cóż, przynajmniej poznałam jego inną stronę. Do tej pory we własnym towarzystwie tylko żartowaliśmy, stwarzaliśmy pozory osób bez problemów. Ja sama mam ich miliony, jeśli nie miliardy. Nie mogłam spodziewać się po nim, że jest chodzącym ideałem.
Zarzuciłam torbę na ramię. Dobrze wiem, że jak gdzieś mnie nie chcą, to nie powinnam zbytnio się narzucać. W drodze na przystanek autobusowy miałam nadzieję, iż trafi mi się jeszcze jakiś transport do domu.
Nie mam pojęcia kiedy zaczęłam ocierać pierwsze łzy. Jak kretynka spoglądałam na swoją komórkę w nadziei, że dostanę jakąś wiadomość z wyjaśnieniem. Wystarczyłoby głupie przepraszam. Z kieszeni bluzy wydobyłam ostatnią chusteczkę. Chyba tylko ja mogłam tak po prostu uwierzyć, że los się odmienił.
Zauroczył mnie facet, którego poznałam przed siedmioma dniami! Gdyby nie instynkt przetrwania, pewnie już po drugim spotkaniu opowiedziałabym o swoich tragicznych przeżyciach i wyszłabym na jeszcze większą idiotkę niż przed chwilą. Nikt nie chce spotykać się z histeryczkami, które utraciły wiarę w swoją dobrą samoocenę. Nikt nie chce niańczyć dziewczyny po przejściach, bo ta najpewniej już nigdy nikomu nie zaufa. Nikt…
Przeniosłam spojrzenie z własnych trampek na czarne, sportowe Audi, które zatrzymało się w zatoczce autobusowej. Kierowca szybkim ruchem ręki zaprosił mnie do środka. Pokręciłam przecząco głową rozpoznając w nim kolegę z drużyny Niko. Co jak co, ale siatkarzy miałam na ten jeden wieczór dość.
- No wsiadaj, nic ci nie zrobię. – Parsknęłam cicho. Pewnie. Tamten też się wydawał w porządku. – Lilka, nie będę się dwa razy powtarzać. Wsiadaj, albo zaciągnę cię siłą.
Trudno mi było w to uwierzyć, ale testować też nie chciałam. Mruknęłam pod nosem adres i wlepiłam wzrok w krajobraz za oknem w nadziei, że nie będziemy rozmawiać.
- Niko nie miał nic złego na myśli – i się zaczęło. – Może jest z niego taki trochę typowy facet, ma ciężki charakter, ale w głębi duszy to ciągle nastolatek. Przez ostatnie siedem dni mówił tylko o tobie. A tak przynajmniej mi się wydaje, bo żadna inna blondyna raczej by mu w głowie nie zawróciła. Wiesz, nie jesteś w jego typie jakoś szczególnie.
- Dzięki…
- Krzysiek.
- Dzięki Krzyśku za pocieszenie.
Mężczyzna wymamrotał kilka niezrozumiałych dla mnie słów i zamilkł na ładnych kilka minut.
- Chodzi mi o to, że musisz być wyjątkowa, skoro mimo wszystko właśnie ciebie zaprosił na ten mecz. Cieszył się jak głupi, że ciebie dzisiaj zobaczy, a ty nie przyszłaś. Pewnie miałaś jakieś ważniejsze sprawy na głowie. Nie wnikam. Po prostu daj mu teraz czas. Z tego co wiem chłopak przeszedł już swoje w życiu. Chodzącym ideałem nie jest, ale nie skreślaj go od razu. Ja nie mówię, że zaraz macie ze sobą stworzyć idealną parę. Ja to bym tobie nawet odradzał, bo siatkarz to trudny materiał na faceta – dodał konspiracyjnym szeptem. – Ale materiał na przyjaciela z niego niezły.
Zatrzymaliśmy się pod spożywczym na moim osiedlu. Stąd miałam jeszcze pięć minut marszu do domu, ale lepsze to niż czekać na autobus pod Podpromiem. Chciałam na odchodne rzucić Krzyśkowi tekstem w stylu: faceci zawsze będą siebie usprawiedliwiać, ale tylko ugryzłam się w język i opuściłam przyjemnie ciepłe wnętrze samochodu.
Wiedziałam. Wiedziałam, że tak będzie! Jak tylko wyszłam na swoją wymarzoną, prostą, nieskomplikowaną niczym drogę, to zaraz znalazł się ten, który wszystko skomplikował. Z jednej strony chciałam usunąć jego numer z pamięci. Z drugiej jednak każdy zasługuje na kolejną szansę. Jakby nie patrzeć mogłam nie zostawać w pracy po godzinach i… Wróć Krajewska! Nie możesz doszukiwać się winy tylko i wyłącznie we własnym postępowaniu. Bułgar nie zachował się w porządku. To on jest odpowiedzialny za moje łzy, chociaż nie powinnam tak łatwo dać się sprowokować. Teraz lepiej.
Nie miałam siły na wieczorny prysznic. Torbę rzuciłam razem z kluczami od mieszkania na podłogę, z lodówki wyciągnęłam jogurt i owinięta kocem zasiadłam przed telewizorem. Film Władca Pierścieni: Dwie Wieże nawet komponował się z wizją mojego wieczoru. Wyłączyłam umysł. Przed moimi oczami pojawiały się tylko obrazy. Każdą część Władcy widziałam już setki razy.
Znów byłam sama w tym wielkim mieszkaniu. Tęskniłam za moją przyjaciółką, która od dobrych trzech miesięcy mieszkała ze swoim narzeczonym w Krakowie. Ruszyli do wielkiego miasta w poszukiwaniu lepszego życia. Skoro póki co nie dawała znaku życia, to pewnie nie wiodło im się najgorzej. Co jakiś czas wysyłała mi krótkie informacje dotyczące zbliżającego się ślubu.
Podciągnęłam kolana pod samą brodę. Może powinnam znaleźć sobie coś mniejszego? Kawalerka w zupełności by wystarczyła. Nie można być przez całe życie przywiązanym do jednego miejsca. Nawet jeśli jest to trzypokojowe mieszkanie z ogromnym tarasem i widokiem na Rzeszów. Powinnam zakomunikować rodzicom, że mój związek już dawno się rozsypał. Nie będzie wielkiej rodziny z gromadką maluchów. Przynajmniej jeszcze nie teraz.

Zasnęłam wtulona w poduszkę. Ostatnim, co mój umysł zdołał zarejestrować, były wibracje w telefonie. Wyglądało na to, że ktoś próbował się ze mną skontaktować, ale nie miałam siły, by ruszyć się z miejsca. Z zamkniętymi oczami odnalazłam pilota i wyłączyłam telewizor.

Ta noc znów nie należała do spokojnych.
__________________________________
Krótko, zwięźle i na temat.
Dziękuję za komentarze :*

2 komentarze:

  1. Nie takiego zachowania spodziewałam się po Niko. Żadna wymówka go nie usprawiedliwia, jeżeli Lilka płakała. :/ Jeszcze był taki oschły dla niej, tylko dlatego, że nie przyszła na mecz :/ Ugh. :/ Na miejscu Lilki nie zawracałąbym sobie nim już głowy...
    Przynajmniej Krzysiek pomógł... To on punktuje u mnie, a nie Niko.

    Zapraszam do mnie na http://walczycomilosc.blogspot.com/ :

    OdpowiedzUsuń
  2. Krzysiek <3! U Ciebie zawsze wychodzi taki fajny :3

    OdpowiedzUsuń